niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 3.


Spałam na łóżku Louisa rozwalona w poprzek. Zaraz, zaraz. Gdzie jest Lou? Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po bokach. Ani śladu chłopaka. Gdzie go wywiało? Sięgnęłam po swój telefon na półkę. Ósma. Kto normalny, kto ma wolne nie śpi o tej godzinie. Usiadłam na łóżku. Coś cicho mruknęło na podłodze. Nie pamiętam żeby którykolwiek z chłopaków mówił, że ma psa. Przestraszyłam się. Położyłam się na brzuchu. Wychyliłam głowę za łóżko. Na podłodze pod kocem spał Louis. Ojeejkuu. Chyba go zrzuciłam w nocy. Zdjęłam kołdrę z łóżka i nakryłam nią chłopaka. Na palcach wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Zrobiłam sobie kawę. Wzięłam kubek i poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie. Kubek przyjemnie ogrzewał moje dłonie. Wsłuchiwałam się w niesamowitą cisze. Czasami lubiłam takie ciche momenty. Dawały mi w pewnym sensie ukojenie. Od czego? Od rzeczywistości. Nawet jeśli była to najlepsza rzeczywistość jaka może być. No dobra, nie ma najlepszej rzeczywistości, bo nie ma nic idealnego. Każde życie ma swoje wady i zalety. Dajmy na to moje. Mam kochającą rodzinę, przyjaciółkę, Justina. Ale. Właśnie. Ale mój tata nie żyje. Ciągle muszę się ukrywać. Nie mogę wyjść spokojnie z Jusem i Alex na spacer. Ehh. Doskonale pamiętam dzień gdy zginął mój ojciec. Miałam wtedy siedem lat. Niedawno wróciliśmy z Londynu. Siedziałam na ganku i bawiłam się z naszym psem. Mama była w domu. Przyszli policjanci. Mama chwilę z nimi rozmawiała. Gdy oni wyszli z naszego domu poszłam do mamy. Siedziała przy oknie w kuchni i płakała. Jej łzy połyskiwały w słońcu. Mieszkaliśmy wtedy w Ottawie. Niedługo potem przeprowadziłyśmy się do Stratford. Mama nigdy do końca nie pogodziła się ze śmiercią ojca. Pochłonął ją wir pracy. Całe dnie spędzałam z mamą Jusa, nim i jego dziadkami. Na same wspomnienia zakręciła mi się łza w oku. Otarłam ją wierzchem dłoni. Uśmiechnęłam się blado do kubka kawy. Wszystko już jest okej. Tak mi się przynajmniej wydaje. Siedzę w domu, w którym mam boskie towarzystwo. Dam radę. Nie będę smutać. Źle na mnie działają takie momenty ciszy. Wstałam. Poszłam do kuchni umyć kubek. Do pomieszczenia wszedł Harry.
- Witam cię koleżanko z celi. – Automatycznie na moją twarz wstąpił uśmiech.
- Cześć więźniu. – Odparłam wesoło.
- A z ciebie aż taki ranny ptaszek? Zgłupiałaś? Wolne, a ty tak wcześnie wstajesz?
- E tam. Obudziło mnie mruczenie Tomlinsona. Na początku myślałam, że mamy pas w pokoju. A to ja go po prostu zrzuciłam z łóżka.
- Udało ci się go zrzucić z łóżka? – Zapytał zszokowany loczek.
- A co w tym trudnego? Rozwalasz się i spychasz. – Wzruszyłam ramionami.
- To Lou wszystkich zrzuca. Dzisiaj mają przywieść nowe łóżko. Znaczy się Paul to zrobi. I jego kolega. Nas nie będzie.
- A gdzie się wybieracie?
- Gdzie się wybieramy. – Podkreślił ostatnią sylabę.
- No więc gdzie się wybieramy?
- Jedziemy na plażę trochę popływać. Szykuje się dzisiaj ładna pogoda. Trzeba korzystać.
- No racja. Musze iść się ubrać Harry.
- Spoko. Obudź Louisa. Powiedz, że jego kochanie Hazziątko się stęskniło.
- Spoko. – Odparłam i się zaśmiałam. Gdy tylko doszłam do pokoju zaczęłam szturchać bruneta. Mruczał coś. – Lou. Twoje kochanie Hazziątko się stęskniło.
- Zaraz, jeszcze pięć minut mamo. – Wymruczał niczym dziecko chłopak.
- Dobra, ale żeby później nie było, że cię nie budziłam.
Wyjęłam ze swojej walizki czarny strój kąpielowy, szorty i luźną białą bluzkę. Poszłam do łazienki się ogarnąć. Ubrałam wszystkie rzeczy, które sobie przyniosłam. Włosy związałam w kucyka. Dzisiaj kolejny dzień się nie malowałam. No bo czy jest sens skoro i tak wszystko ze mnie spłynie? Tez tak sądzę. Gdy wyszłam z łazienki Lou właśnie ścielił łóżko. Nie wyglądał najlepiej. Nie wyspał się chyba chłopaczyna. Nie dziwię się. Też jakbym spała na podłodze nie czułabym się najlepiej. Spojrzał się na mnie zmrużonymi oczami. Uśmiechnęłam się do niego szeroko. Pokazał mi język w odpowiedzi. Pokręciłam głową i w podskokach pobiegłam do pokoju Harrego. Nawet nie pukałam. Na łóżku siedziała już ubrana Alex. Poprawiała właśnie swoje włosy. Nie mogła ich związać ani nic. Zawsze miała z nimi utrapienie. Kiedyś próbowała przez jakiś czas mieć długie włosy. Nie udało się. Najlepiej czuła się w krótkich. Ehh. Odczepmy się od jej włosów. Widać było, że niedawno wstała. Oczy miała jeszcze lekko zmrużone i brak makijażu na twarzy. Poprosiła mnie żebym zrobiła jej kawę. Ruszyłam do kuchni. Stanęłam przed ekspresem do kawy. Nuciłam coś pod nosem. Wsypywałam kawę do miarki. Nagle ktoś mnie przestraszył. Przytulił mnie od tyłu. Wlepił swoją twarz w mój policzek. Poczułam loczki. Harry. Rozsypałam kawę na blacie. Chłopak wymruczał mi rozkosznie do ucha.
- Twój seksowny strój kąpielowy prześwituje.
- Styles ogarnij. – Parsknęłam śmiechem.
- Ale ja jestem poważny. – Powiedział nadal mnie nie puszczając.
- Matko kochana…
- Co ty robisz z moją Mel?! – Do kuchni wlazł Niall.
- Twoją? Ona jest moja! – Zaczęli na siebie groźnie patrzeć. Ja się ciągle śmiałam.
- Ja ci dam twoja! Ona zawsze była tylko i wyłącznie moja! – Blondynek nie dawał za wygraną. Ja tu już zwijałam ze śmiechu.
- Nieprawda bałwany. To jest moja Marchewka! – Do kuchni przylazł Louis i mnie przytulił.
- Marchewka Tommo? Aż tak bardzo spaliłam się na słońcu?
- Niee. Jesteś idealna Marcheweczko.. – Ponownie wybuchłam śmiechem.
- Ogarnijcie się wariaci, zaraz jedziemy. – Do kuchni głowę włożył Liam.
- Okeeej! – Krzyknęliśmy chórem.
Wydostałam się z objęć Louisa i pognałam na górę po buty. Wybór padł na czarne rzymianki. Po drodze zgarnęłam zaspaną Alex. Była wściekła, że nie ma swojego napoju życia. No moja wina, że te bałwany mnie rozbawiły? No dobra nie zastanawiajmy się tu po czyjej stronie leży wina. Zeszłyśmy powoli po schodach. Liam otworzył nam drzwi od domu. Matko jaki gentelman. Uśmiechnęłam się szeroko i wyszłam na zewnątrz. Nasz pan gentelman podbiegł do czarnego vana i otworzył nam jedne przednie i jedne tylnie drzwi. Alex, jak to Alex wpakował się na przód, a ja usadowiłam się z tyłu koło okna. Koło mnie usiadł lokowany bałwan, bądź jak kto woli mop. Z kieszeni swoich czarnych jeansów wyciągnął czarno-czerwone słuchawki Beats’a. podał mi jedną, a drugą wsadził sobie do ucha. Wtyczkę wcisnął w odpowiedni otwór w swoim Iphonie. Włączył mi jakąś mało znaną piosenkę, przynajmniej ja jej nie znałam. Wzięłam do ręki jego telefon i spojrzałam na jej tytuł. The Fray – Look after you. Spojrzałam pytającym wzrokiem na chłopaka. Wskazał on palcem Louisa, który właśnie musiał grać w jakąś bardzo ekscytującą grę na swoim telefonie. Zakumałam, że jest to ulubiona piosenka Marchewy. Ze słuchawek leciały przeróżne piosenki. Liam jechał bardzo wolno. Wkurzało mnie to lekko, bo byłam przyzwyczajona do szybszej jazdy. Ale tylko jeśli kierował ktoś inny niż ja. Niby mam prawo jazdy, ale boję się jeździć.
Po około dwóch godzinach jazdy stanęliśmy. Wyjrzałam przez okno. Widziałam wodę. Chłopaki szybko wyskoczyli z vana. Ja jak zaczarowana wychodziłam powoli ciesząc się pięknym widokiem. Uśmiechnęłam się szeroko. Ktoś zaczął mnie dźgać w bok. Tym kimś okazał się Louis. Spojrzałam się na niego wrogo. Pokazał mi język i puścił się biegiem na plażę. Zaczęłam go gonić. Powoli zaczął zwalniać. Doganiałam go. Zaczęłam być z siebie dumna. Chłopak stanął w miejscu. Skoczyłam mu na plecy. On tylko na to czekał. Zaczął biec w stronę wody. Zeskoczyłam z niego. Podbiegł do mnie i przerzucił sobie przez ramię. Z tylnej kieszeni moich szortów wyjął mój telefon. Krzyczałam jak opętana. Nic to nie dało. I tak zostałam wrzucona do wody. Byłam cała mokra. Z nienawiścią patrzałam na Louisa. Miał na sobie krótkie beżowe spodenki i koszulkę w turkusowe paski. Śmiał  się ze mnie. Gdyby nie trzymał mojego telefonu podzieliłby mój los. Czułam jak z mojego kucyka spływa woda. Wstałam i z podniesioną głową ruszyłam przed siebie. Lou złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłam się do niego.
- Co robisz? – Zapytał się mnie.
- Idę znaleźć chłopców. Muszę wyschnąć. – Powiedziałam z irytacją w głosie.
- Ale nie znasz tej plaży. Jak masz zamiar ich znaleźć?
- Nie wiem, ale dam sobie radę. O mnie się nie martw.
- Zadzwonię do nich. Czekaj. – Zaczął gadać. Oczywiście z mojego telefonu. – Tam gdzie zawsze? Spoko już lecimy.
- No i gdzie? – Zapytałam lekko podirytowana.
- Tam gdzie zawsze.
- Czyli? – Wskazał mi palcem kierunek. Zaczęłam iść między ręcznikami. Szłam prosto, nie czułam się jednak zbyt komfortowo przed Louisem. I zaczęłam się plątać. Jak iść i wgl. Odwróciłam się. Wzrok chłopaka spoczywał na moich pośladkach. Odchrząknęłam, to nic nie dało. – Louis, będę się czuła lepiej jak będziesz szedł przede mną.
Lou zaczął iść między ludźmi. Szłam za nim. Nie ukrywam, że byłam lekko wkurzona. Dlaczego on ciągle niósł mój telefon? No fakt, jestem cała mokra, nie mam gdzie go schować. Doszliśmy do chłopców. Ci oczywiście mieli ze mnie nie mało śmiechu. Alex siedziała obok nich i zakrywała usta ręką. Złapałam się za kark i zaczęłam śmiać. Usiadłam na ręczniku i zaczęłam się opalać. Nasmarowałam sobie ciało oliwką. Położyłam się na jednym z ręczników. Po moim ciele zaczęło przechodzić przyjemne ciepło słońca. Chwilę później zrobiło mi się chłodniej. Otworzyłam jedno oko żeby sprawdzić co się dzieje, uniosłam delikatnie głowę do góry. Nade mną stał Harry, szczerzył się do mnie, nie wiem o co mu chodziło. Zza swoich pleców wyjął tubkę z jakimś kremem i mnie nim ochlapał. Zabiję tego kretyna. Zerwałam się z ręcznika i ze swojej torby wyciągnęłam buteleczkę mleczka do opalania. Zaczęłam biec za Hazzą, jednocześnie otwierając opakowanie i kierując strumień kosmetyku na chłopaka. Odwrócił się do mnie przodem i ponownie mnie oblał tym czymś. Cała byłam w jakimś białym kremie. Biegliśmy pomiędzy ręcznikami stale się oblewając, kilka razy ochlapaliśmy jakichś ludzi, którzy nie szczędzili nam niemiłych słów. W końcu mój przeciwnik się zmęczył, skorzystałam z okazji i wskoczyłam mu na barana. Mimo tego, że ciągle się ześlizgiwałam starałam się utrzymać na plecach chłopaka. Niestety nie wytrzymałam za długo i upadłam na ciepłu piasek. Harold jak przystało na prawdziwego mężczyznę podał mi pomocną dłoń. Wstałam i otrzepałam się z piasku, nie ukrywam, że to wcale nie było łatwe, cała byłam w kremie. Hazza rozpostarł swe wielkie ramiona, przytuliłam się do niego. W ten chyba właśnie sposób przeprosiliśmy siebie nawzajem, choć sama nie wiem za co, każdy ma ochotę na trochę szaleństwa raz na jakiś czas. Wróciliśmy do reszty, mieli oni oczywiście z nas kupę śmiechu, nie da się tego ukryć. Byliśmy cali biali, na dodatek ja byłam oblepiona piaskiem. Opatuliłam się swoim blado-różowym ręcznikiem, od razu zrobiło mi się ciut lepiej. Materiał częściowo wchłonął krem. Siedzieliśmy jeszcze jakiś czas na plaży, na mnie i na Hazzie nie było już ani śladu kosmetyków. Zaczęliśmy się powoli zbierać do domu, robiło się już trochę chłodno. Założyłam na siebie swoje ubrania, mimo to na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Obok mnie stał Lou, zauważył, że jest mmi trochę zimno. Zdjął z siebie granatową bluzę i zarzucił mi ją na ramiona. Włożyłam ręce do rękawów, od razu zrobiło mi się lepiej. Uśmiechnęłam się do chłopaka, ten odwzajemnił go i puścił do mnie oczko. Ruszyliśmy w stronę vana. Gdy już w nim siedzieliśmy mój telefon zaczął wibrować. Spojrzałam na wyświetlacz, byłam lekko zdziwiona, dzwoniła Sel. Nie mam pojęcia czego ode mnie chciała. Przejechałam palcem po wyświetlaczu i odebrałam połączenie.
- Halo, Sel?
- Hej Mel. – Usłyszałam szloch dziewczyny.
- Kochanie co się stało? – Zapytałam zaniepokojonym głosem.
- Justin mnie rzucił.. Nie wiem… - Ciągle płakała.
- Ale jak on mógł? Dlaczego?
- Nie wiem.. Zadzwonił i powiedział, że to koniec.
- Ten kretyn zerwał z tobą przez telefon?! Zajebie idiotę! Tłumaczyłam mu, że tak się nie robi! A może on kogoś..
- Nie interesuje mnie to Mel. Jestem załamana, bo kocham tego kretyna.
- On na ciebie nie zasługuje Sel. Nie płacz za tym idiotą, on nie jest wart twoich łez, trafisz na innego kochającego mężczyznę. Tego chłopca mężczyzną nazwać nie można. Wpierdolę mu.
- Mel, proszę cię, nie kłóć się z bratem przeze mnie. To jest tylko i wyłącznie sprawa pomiędzy mną i Justinem, nie rób nic głupiego, musicie żyć w zgodzie.
- Spokojnie, ja mam zamiar z nim tylko poważnie porozmawiać.
- Ale nie rób nic głupiego, z nim nie ma sensu się kłócić.

- Obiecuję Sel. Tak bardzo mi przykro. Gdybyś chciała pogadać to dzwoń. Jestem po telefonem 24 godziny na dobę. 



Przepraszam, że mnie tak długo nie było. Poprawianie ocen, próby poloneza.. Trzecia klasa wita. Znaczy się żegna. Trochę mi smutno z tego powodu, ale takie życie. Więc jeszcze raz przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale postaram się poprawić. do 19 lipca postaram się regularnie wstawiać rozdziały. Później może jadę na obóz do Niemiec, a potem do siostry. Komentujcie!

P.S. Jak wam się podoba szablon?