niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 7 cz. 2

Dobra to tak na wstępie wybaczcie mi, ze tak długo mnie nie było, ale starałam się zwalczyć brak weny. Przepraszam. Mam nadzieję, że nie zawiodłam Was rozdziałem poniżej i życzę miłego czytania. xx 

Obudziłam się z lekkimi zawrotami głowy, podparłam się na łokciach i zaczęłam głęboko oddychać. Po cichu wyszłam z łóżka, tak aby nie obudzić Louisa i udałam się do łazienki. Zaczęłam ochlapywać swoją twarz wodą, powoli mój organizm się uspokajał. Usiadłam na krawędzi wanny zastanawiając się co ze mną się dzieje. Zdjęłam z siebie piżamę i weszłam pod prysznic. Woda opływała powoli moje ciało, w którym tak bardzo źle się czułam, zaczęłam płakać. Sama nawet nie wiem dlaczego. Usiadłam w wannie, siedziałam, siedziałam, a woda tylko mnie obmywała. Po dziś dzień pamiętam jak próbowałam sobie odebrać życie właśnie w tej wannie. To było wtedy gdy zostawił mnie Tommy.

Połknęłam kilkanaście tabletek nasennych, chwyciłam wódkę stojącą w barku mamy i się napiłam. Całe szczęście, że wyszła godzinę temu do mamy Jusa. Skierowałam swoje kroki w stronę pierwszej lepszej łazienki. Ściągnęłam ze stóp buty, zdjęłam ubrania, zostałam w samej bieliźnie. Zaczęłam do wanny wlewać zimną wodę, nie wierzę, że on mógł mi to zrobić. Flaszkę postawiłam obok mojego ulubionego morelowego żelu pod prysznic. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, czy było ze mną aż tak źle? Pamiętam jego słowa: „Nie możemy się już dłużej spotykać Mel, to coś między nami wygasł, nie kocham cię już. Jutro wyjeżdżam do Los Angeles, nie będziesz musiała się ze mną widywać, spokojnie.” Ja nawet na niego nie nawrzeszczałam, tylko rozpłakałam się i pobiegłam do domu. A właśnie teraz stoję przed wanną pełną lodowatej wody, z rozmazanym makijażem na twarzy, pod wpływem środków nasennych pomieszanych z alkoholem i zastanawiam się co takiego zrobiłam źle. Włożyłam jedną nogę do zimnej cieczy, zadrżałam, ale zanurzyłam się cała, nie biorąc pod uwagę temperatury wody. Zanurkowałam, otworzyłam oczy i zaczęłam powoli wypuszczać wodę z płuc, powoli słabłam. Wynurzyłam się tylko na chwilę aby wziąć łyk alkoholu. Ponowiłam poprzednią czynność i znów powoli wypuszczałam powietrze. Moje powieki robiły się coraz cięższa, zaczynałam zasypiać, rozchyliłam delikatnie usta i właśnie wtedy ktoś mocno szarpnął do góry i wyciągnął z wanny pełnej lodowatej wody. Dopiero spostrzegłam, że cała się trzęsę, ten ktoś otulił mnie moim kochanym białym ręcznikiem i zaczął pocierać moje ramiona aby mnie rozgrzać.
- Melanie, nie zasypiaj, spójrz na mnie! – Krzyknął Justin.
Tak to był Justin, każda komórka mojego ciała odmawiała jednak jakiejkolwiek reakcji. Chciałam rzucić mu się na szyję i zacząć płakać, on jeden by mnie zrozumiał, pocieszył. Uniosłam delikatnie powieki, jednak jedyne co zauważyłam to biały sufit, który mimo swojej białości dzisiaj wydawał się jeszcze bielszy. Starałam się odwrócić swoją głowę w kierunku Jusa, ale nic to nie dało. Zamknęłam oczy, byłam bardzo zmęczona, nie mogłam przecież chodzić z worami pod oczami, musiałam się wyspać. Poczułam, że oberwałam w policzek od chłopaka, i to dość mocno, nie powiem, ze nie.
- Melanie! Otwórz oczy! Wiem o wszystkim co się stało, wiem, że Tommy cię zostawił, zaniepokoił się tym wszystkim i kazał mi sprawdzić co u ciebie! Nie możesz tak po prostu odejść! Jesteś moja rodziną, za dużo dla mnie znaczysz! Rozumiesz?! Zadzwoniłem już po karetkę, nie możesz mnie opuścić! Zostań ze mną, otwórz oczy! – On chyba płakał. – Nie pomyślałaś o tym jak poczuje się twoja mama?! Straciła już twojego ojca i myślę, że nie chciałaby stracić jedynej córki! Jesteś nienormalna, nie wiem jak mogłaś to zrobić! Mel proszę, zostań. – Zaczął szlochać nade mną, nie mogłam go tak zostawić.
- Jestem… - Wyszeptałam ostatkiem sił. – Ale.. ale..
- Ale co siostrzyczko? Co się stało? – chłopak był wyraźnie przejęty tym co działo się właśnie tu i teraz w tym pomieszczeniu.
- Ale.. nałykałam.. się.. leków.. nasennych.. mamy.. Tak.. bardzo.. cię.. przepraszam.. – Słowa ledwo wychodziły z moich ust, nie chciałam jednak zawieść Justina.
- Melanie, otwórz oczy, wszystko będzie w porządku, obiecuję ci to, a ja danego słowa nie łamię.

Gwałtownie wstałam i wytarłam się ręcznikiem, którym później się owinęłam. Wyszłam z łazienki szybko zatrzaskując za sobą jej drzwi. Louis siedział na łóżku i widocznie czekał aż wyjdę. Wskoczyłam na łóżko i mocno się do niego przytuliłam, bałam się, zwyczajnie bałam się tamtego wspomnienia. Nie chciałam przy nim płakać więc moje ciało tylko się trzęsło. Delikatnie gładził mnie po plecach, nie wiedział o co chodzi. Gdy zaczęłam się uspokajać zadał mi pytanie.
- Coś się stało Mel? Źle się czujesz? – Jego głos emanował troską, delikatnością.
- Miałam złe wspomnienie, przepraszam, ale nie chcę o nim mówić, po prostu mnie przytul. Nic więcej mi nie potrzeba, ważne, że jesteś. – Mój głos delikatnie drżał, ale nie płakałam, jeszcze nie płakałam.
- Pamiętaj, ze zawsze tu jestem, obok ciebie i nie mam zamiaru cię zostawiać. Możesz na mnie liczyć Melanie. A to są tylko wspomnienia, one były i już nigdy nie wrócą. To przeszłość, nie możemy się jej bać, bo nie ma czego. Jesteśmy w teraźniejszości, jesteś koło mnie, jesteśmy szczęśliwi. – Uśmiechnął się do mnie delikatnie, a ja zaczęłam płakać.
- Louis, ja chciałam dwa lata temu popełnić samobójstwo. Pamiętasz jak mówiłam ci, że zostawił mnie Tommy, to przez niego. Boję się tego, ze będę chciała zrobić to drugi raz, a nie chce ranić bliskich mi osób. – Po moich policzkach popłynęło więcej łez.
- Kochanie nie zrobisz tego drugi raz, jesteś twarda, jak rozstałaś się ze mną nic sobie nie zrobiłaś, wszystko jest okej. Na pewno się zmieniłaś. Ja nie odejdę. – Przytulił mnie mocniej do siebie. – Kochanie chyba musimy się ogarnąć, umówiłaś się dzisiaj z Alex.
- Pamiętam. – Powiedziałam cicho po czym wstałam i zaczęłam się ubierać. – No wstawaj, ja już się ubieram, a musimy jeszcze zjeść śniadanie. Będę czekać na dole. – Po założeniu spodni zaczęłam zmierzać w stronę drzwi jednak Lou złapał mnie za nadgarstek.
- Już jest okej? – Spuściłam głowę w dół, nie chciałam go okłamywać. – Mel.. – Przyciągnął mnie do siebie, uniósł delikatnie moją twarz i zaczął wpatrywać mi się w oczy. – Tak na poprawę humoru, obiecuję, że dzisiejszy dzień spędzimy jak każda normalna para, olejemy totalnie wszystko wokół nas, obiecuję ci to.
- Nie musisz Lou, nie wymagam tego od ciebie. – Powiedziałam do niego i delikatnie się uśmiechnęłam, nie powiem podobał mi się ten pomysł, ale.. zawsze było jakieś ale. Nie chciałam robić chłopakowi problemów.
- Ale chcę. – Ujął moją twarz w swoje dłonie i zbliżył się delikatnie do mnie. – Tak bardzo mi na tobie zależy i nie mogę ci nawet tego okazać. Chciałbym to zmienić. – Pocałował mnie delikatnie, ale z pasją po czym objął mnie swoimi silnymi ramionami. – Kocham cię i nic na to nie poradzę.
- Też cię kocham. Zależy mi na tym wszystkim, ale nie chcę żebyś miał problemy przeze mnie.
- Melanie, nie martw się, wszystko będzie okej. Nie martw się o to co będzie, po prostu spędźmy normalny dzień.
- Okej, idę zrobić śniadanie.
Pocałowałam go w policzek i wybiegłam jak najszybciej z pokoju aby jak najszybciej znaleźć się w kuchni. Zaczęłam robić kanapki, nawet nie patrząc co na nie kładę. Jedyne co mogło mi teraz pomóc to tabletki uspokajające, wiem że to głupie, ale to było jedyne wyjście. Podeszłam do szafki z lekami, tak dobrze mi znanej i wyjęłam lek, który doskonale pamiętałam. Lekarka przepisuje go mamie odkąd popełniłam próbę samobójczą. Moja rodzicielka czasami budzi się z krzykiem w nocy, a wtedy tylko to jej pomaga. Łyknęłam jedną z nich i zapiłam wodą. Oparłam swoje dłonie na blacie kuchennym i zaczęłam głęboko oddychać. To gówno zacznie działać dopiero za pół godziny, więc tą chwilę musiałam jeszcze pocierpieć.
Piętnaście minut później przyszedł Lou i zjedliśmy śniadanie uśmiechając się do siebie i czasami nawet odzywając się. Za poł godziny mieliśmy być już u Alex więc przydałoby się zebrać. Wstawiłam naczynia do zmywarki, naciągnęłam na stopy czarne vansy, nałożyłam na siebie bordową bluzę i byłam gotowa do wyjścia. Nie mieliśmy daleko więc postanowiliśmy się kawałek przejść. Gdy tylko wyszłam z domu Louis złapał mnie za rękę i zaczął nią śmiesznie machać. Uśmiechnęłam się mimo mojego niezbyt dobrego nastroju dnia dzisiejszego. Żywo rozmawialiśmy ze sobą na temat tego gdzie się bawiłam, gdzie pierwszy raz się pocałowałam i w ogóle. Po około dwudziestu minutach byliśmy pod domem Alex. Powoli podeszliśmy do drzwi i zadzwoniliśmy dzwonkiem. Otworzyła nam roześmiana dziewczyna. Delikatnie się uśmiechnęłam, no tak zaczęłam się wypłukiwać z emocji.
- Melanie! Tak bardzo tęskniłam! – Pisnęła przyciągając mnie do siebie.
- Spokojnie Alex, nie było mnie tylko.. jakiś czas. – Mój glos brzmiał nad wyraz spokojnie, dziewczyna przyjrzała mi się badawczo zatrzymując się chwilę dłużej na moich oczach. Odwróciłam wzrok chcąc wszystko ukryć. – Też się stęskniłam. – Chciałam wyrazić choć odrobinę emocji. Alex się ode mnie odkleiła.
- Hej Lou. – Walnęła go w ramię. – Jak tam u was?
- Cześć Alex, u nas w porządku. Niedawno przyjechaliśmy do Justina i postanowiłem z Melanie po ciebie przyjechać. – Uśmiechnął się szeroko.
- Wejdźcie, napijemy się herbaty i pogadamy.
Powoli weszłam do pomieszczenia uważnie się wszystkiemu przyglądając. Zdjęłam buty po czym poczułam na dłoni uścisk innej dłoni. Spojrzałam na nie i próbowałam się uśmiechnąć, ale mi to nie wychodziło, to był Louis. Pociągnęłam go za sobą do salonu Alex. Był to największy pokój w domu jej rodziców, często siedziałyśmy tu i gadałyśmy na przeróżne tematy. Usiadłam na legendarnej fioletowej sofie co uczynił też Louis, chciałam się do niego przytulić, ale nie wypadało nam to tu i teraz. Błądziłam swoim wzrokiem po ścianach oglądając każdy ich detal i to bardzo dokładnie. Uśmiechnęłam się w głębi duszy widząc nasze wspólne zdjęcie, miałyśmy wtedy po siedemnaście lat. Alex postawiła przed nami kubki z herbatą. Posłodziłam ją bardzo powoli aby nie rozsypać nigdzie cukru, moje dziwne zachowanie zauważyła Alex. Zaczęła mi się uważnie przyglądać, a ja po prostu czułam się jak na haju tylko się nie śmiałam. Postanowiłam coś powiedzieć, żeby i Lou nie zauważył mojego zachowania.
- Już spakowana Alex? – Mój głos brzmiał bardzo, ale to bardzo spokojnie.
- Tak, o której tak w ogóle lecimy? Nie wiem, o której położyć się spać. – Dziewczyna się już nie uśmiechała tak jak wcześniej, miała poważny wyraz twarzy.
- Musimy lecieć rano Alex, bo mam wieczorem próbę z chłopakami. I tak już jedną dzisiaj robią beze mnie. – Na moje szczęście to Louis jej odpowiedział, nie musiałam składać dziwnych zdań w głowie. – Czyli pewnie tak koło dziesiątej. A tak w ogóle na ile przylatujesz?
- Na dwa tygodnie, bo zapisałam się na obóz malarski. Muszę się trochę porozwijać, nikomu nie zaszkodzi.
- Wybaczcie mi, muszę iść do łazienki. – Powiedziałam delikatnym głosem, chwyciłam torebkę i ruszyłam w kierunku interesującego mnie miejsca.
Usiadłam na podłodze, oparłam głowę o płytki i zaczęłam głęboko oddychać. Spojrzałam na sufit i zaczęłam się śmiać, pierwszy raz dzisiaj się śmiałam, niespotykane. Wyjęłam z torebki paczkę papierosów, której jeszcze nawet nie otworzyłam. Zerwałam ochronną folię, otworzyłam paczkę i wyjęłam jedną fajkę. Włożyłam ją sobie do ust i odpaliłam różową zapalniczką, którą zawsze nosiłam w torebce. Zaciągnęłam się dymem papierosowym i poczułam jeszcze większą ulgę niż wcześniej. Mój organizm uspokajał się coraz bardziej z każdym kolejnym zaciągnięciem się dymem. Strzepnęłam ostatek popiołu do zlewu i delikatnie się uśmiechnęłam. Wyciągnęłam kolejnego papierosa i go odpaliłam, kolejna dawka ukojenia. Nie było to zbyt dobre połączenie z lekami, które wzięłam, ale kochałam to uczucie ukojenia. Po skończeniu kolejnej fajki otworzyłam małe okienko i zaczęłam oddychać świeżym powietrzem. Wyrzuciłam dwa niedopałki na trawnik sąsiada i delikatnie się uśmiechnęłam. po kilkunastu minutach spędzonych w pomieszczeniu stwierdziłam, że pora już wrócić. Zamknęłam cichutko drzwi, tak aby nikt mnie nie usłyszał i jak mysz zaczęłam się skradać do salonu. Usłyszałam, że Lou i Alex o czymś rozmawiają więc najpierw postanowiłam podsłuchać o czym.
- Ale o co chodzi Alex, bo jeszcze nie zrozumiałem. – Powiedział cicho mój chłopak.
- Lou ona jest w pewien sposób naćpana. Nie zauważyłeś, że dziwnie się zachowuje? Przerabiałam z nią to nie raz i nie dwa. Ona nie zachowuje się normalnie. – Moja przyjaciółka jak sądzę też mówiła dość cicho.
- Ale jak wychodziliśmy z domu zachowywała się normalnie, nie brała nic po drodze.
- Ona mówi na to uspokajacze. Jej mama czasami bierze leki uspokajające, ma napady lęków w nocy po próbie samobójczej Melanie. Ona też coś w tym stylu, z tym, że Mel boi się swojego lęku. Czasami ma tak, że przypomni jej się wszystko wpada w lęk i ona sądzi, że tylko to jej pomaga. Zawsze staraliśmy się z Justinem pilnować żeby nie brała tego gówna no i udało nam się przez jakiś czas.
- Matko, mogłem jej samej nie puszczać na dół do kuchni. Ona za długo nie wraca Alex.
- Zabierz ją do domu i karz jej się wyspać, nic więcej nie możesz na to poradzić, nie pozwól jej więcej tego brać.
- Idę po nią.
- Nie musisz. Tutaj jestem. – Powiedziałam i wyszłam ze swojego ukrycia. – Lou, ja nie chcę spać, proszę cię, zostańmy jeszcze tak długo nie widziałam Alex.
- Melanie, zobaczymy się jutro, lecimy razem samolotem, pamiętasz? A teraz musisz iść się wyspać, bo jutro przed tobą długa droga. – Moja przyjaciółka ciągle do mnie mówiła.
- Okej. Louis, zabierz mnie do domu.
Chłopak bez słowa do mnie podszedł i zaczął mnie prowadzić w stronę wyjścia. Zarzucił sobie na ramię moją torebkę i bardzo powoli ze mną szedł. Wszystko wokół mnie zwalniało, czułam się przytłoczona tym wszystkim. Chciałam żeby wszystko działo się w szybszym tempie, chciałam żyć, a teraz zachowywałam się jak zombie. Kolejną chwilę, którą pamiętam to moment wsiadania do taksówki. Fotele miały beżową tapicerkę i wyglądały dość tandetnie, znałam tego taksówkarza i go chyba nie lubiłam. A potem przestałam kojarzyć fakty i wydaje mi się, że zasnęłam.

#pięć godzin później
Obudziłam się w domu mojej mamy. Nie wiem skąd się tutaj wzięłam, bo przecież nie tak dawno byłam jeszcze u Alex. Wyszłam z łóżka i stanęłam przed lustrem, byłam ubrana tak jak się ubrałam rano, więc to nie był sen. Louisa nie było nigdzie obok, byłam tutaj sama. Po cichu wyszłam z pokoju i zaczęłam schodzić po schodach, słyszałam głosy dochodzące z kuchni. To był głos mojej mamy i Louisa. Nie wiem dlaczego, ale bałam się tam wejść, coś mi mówiło, że nie jest to dobry pomysł. Jednak nigdy nie słuchałam swojego wewnętrznego głosu i tam weszłam. Mama spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, a zaraz potem takim samym obdarzył mnie Louis.
- Pójdę już, musicie porozmawiać. – Powiedziała moja rodzicielka i wyszła z pomieszczenia.
Podeszłam do stołka, z którego ona wstała i usiadłam na nim. Teraz byłam naprzeciwko Louisa i widziałam, że na jego twarzy malowało się zarówno zdziwienie, rozczarowanie jak i smutek. Chciałam coś powiedzieć, ale z moich oczu popłynęły tylko łzy. Już wiedziałam o co chodziło, wiem dlaczego nie pamiętałam części wizyty u Alex. Tak działały na mnie te tabletki. Otarłam policzki wierzchem jednego z rękawów, ale zaraz potem pojawiły się kolejne na ich miejscu. Podparłam się na stole, przy którym siedziałam, nie mogłam nic powiedzieć, musiałam najpierw swoje wypłakać, położyłam głowę na stole i dalej szlochałam.
- Przepraszam. – Wyszeptałam. – Nie wiem co mi się stało, że ja…
- Mel, dlaczego? Przecież doskonale wiesz, że masz mnie a korzystasz z takiego czegoś? Mówiłem ci rano, ze to jest tylko wspomnienie, nie ma się co nim przejmować! – Wzdrygnęłam się delikatnie gdy krzyknął. – Może byś chociaż podniosła głowę gdy do ciebie mówię?! – Spojrzałam na niego, ale dalej płakałam. – Nie rozumiesz, że mogłaś sobie coś zrobić?! To nie są tabletki dla ciebie! Może powinnaś się zapisać do lekarza skoro tak bardzo ich potrzebujesz?! – Spuściłam znów wzrok w dół, nie chciałam patrzeć jak wyładowuje swoją złość. – Spójrz na mnie. – Powiedział spokojnie, a ja podniosłam tylko delikatnie głowę. – Za bardzo mi na tobie zależy żeby ciebie stracić. Mels…
- Przepraszam Louis.. Ja wiedziałam, że one mnie uspokoją, ze w taki sposób. Chciałam po prostu zwalczyć to co siedziało we mnie.. – Szlochałam zakrywając usta dłonią.
- Chodź tutaj. – Podeszłam do niego powoli, a on posadził mnie sobie na kolanach. – Nie rób tego więcej, błagam. Nawet nie wiesz jak się przeraziłem gdy zasnęłaś w tej taksówce. Musisz zwalczyć ten lęk bez tabletek. Masz mnie możesz ze mną rozmawiać o wszystkim, ale nie uciekaj do takich sposobów, proszę Cię.

- Kocham Cię.. – Spojrzałam w jego oczy i zwyczajnie jak gdyby nigdy nic go pocałowałam.