Obudziłam się z lekkimi zawrotami głowy, podparłam się na
łokciach i zaczęłam głęboko oddychać. Po cichu wyszłam z łóżka, tak aby nie
obudzić Louisa i udałam się do łazienki. Zaczęłam ochlapywać swoją twarz wodą,
powoli mój organizm się uspokajał. Usiadłam na krawędzi wanny zastanawiając się
co ze mną się dzieje. Zdjęłam z siebie piżamę i weszłam pod prysznic. Woda opływała
powoli moje ciało, w którym tak bardzo źle się czułam, zaczęłam płakać. Sama
nawet nie wiem dlaczego. Usiadłam w wannie, siedziałam, siedziałam, a woda
tylko mnie obmywała. Po dziś dzień pamiętam jak próbowałam sobie odebrać życie
właśnie w tej wannie. To było wtedy gdy zostawił mnie Tommy.
Połknęłam kilkanaście
tabletek nasennych, chwyciłam wódkę stojącą w barku mamy i się napiłam. Całe
szczęście, że wyszła godzinę temu do mamy Jusa. Skierowałam swoje kroki w
stronę pierwszej lepszej łazienki. Ściągnęłam ze stóp buty, zdjęłam ubrania,
zostałam w samej bieliźnie. Zaczęłam do wanny wlewać zimną wodę, nie wierzę, że
on mógł mi to zrobić. Flaszkę postawiłam obok mojego ulubionego morelowego żelu
pod prysznic. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, czy było ze mną aż tak
źle? Pamiętam jego słowa: „Nie możemy się już dłużej spotykać Mel, to coś
między nami wygasł, nie kocham cię już. Jutro wyjeżdżam do Los Angeles, nie
będziesz musiała się ze mną widywać, spokojnie.” Ja nawet na niego nie
nawrzeszczałam, tylko rozpłakałam się i pobiegłam do domu. A właśnie teraz
stoję przed wanną pełną lodowatej wody, z rozmazanym makijażem na twarzy, pod
wpływem środków nasennych pomieszanych z alkoholem i zastanawiam się co takiego
zrobiłam źle. Włożyłam jedną nogę do zimnej cieczy, zadrżałam, ale zanurzyłam
się cała, nie biorąc pod uwagę temperatury wody. Zanurkowałam, otworzyłam oczy
i zaczęłam powoli wypuszczać wodę z płuc, powoli słabłam. Wynurzyłam się tylko
na chwilę aby wziąć łyk alkoholu. Ponowiłam poprzednią czynność i znów powoli
wypuszczałam powietrze. Moje powieki robiły się coraz cięższa, zaczynałam
zasypiać, rozchyliłam delikatnie usta i właśnie wtedy ktoś mocno szarpnął do
góry i wyciągnął z wanny pełnej lodowatej wody. Dopiero spostrzegłam, że cała
się trzęsę, ten ktoś otulił mnie moim kochanym białym ręcznikiem i zaczął
pocierać moje ramiona aby mnie rozgrzać.
- Melanie, nie
zasypiaj, spójrz na mnie! – Krzyknął Justin.
Tak to był Justin,
każda komórka mojego ciała odmawiała jednak jakiejkolwiek reakcji. Chciałam rzucić
mu się na szyję i zacząć płakać, on jeden by mnie zrozumiał, pocieszył. Uniosłam
delikatnie powieki, jednak jedyne co zauważyłam to biały sufit, który mimo
swojej białości dzisiaj wydawał się jeszcze bielszy. Starałam się odwrócić
swoją głowę w kierunku Jusa, ale nic to nie dało. Zamknęłam oczy, byłam bardzo
zmęczona, nie mogłam przecież chodzić z worami pod oczami, musiałam się wyspać.
Poczułam, że oberwałam w policzek od chłopaka, i to dość mocno, nie powiem, ze
nie.
- Melanie! Otwórz
oczy! Wiem o wszystkim co się stało, wiem, że Tommy cię zostawił, zaniepokoił
się tym wszystkim i kazał mi sprawdzić co u ciebie! Nie możesz tak po prostu
odejść! Jesteś moja rodziną, za dużo dla mnie znaczysz! Rozumiesz?! Zadzwoniłem
już po karetkę, nie możesz mnie opuścić! Zostań ze mną, otwórz oczy! – On chyba
płakał. – Nie pomyślałaś o tym jak poczuje się twoja mama?! Straciła już
twojego ojca i myślę, że nie chciałaby stracić jedynej córki! Jesteś nienormalna,
nie wiem jak mogłaś to zrobić! Mel proszę, zostań. – Zaczął szlochać nade mną,
nie mogłam go tak zostawić.
- Jestem… -
Wyszeptałam ostatkiem sił. – Ale.. ale..
- Ale co
siostrzyczko? Co się stało? – chłopak był wyraźnie przejęty tym co działo się
właśnie tu i teraz w tym pomieszczeniu.
- Ale.. nałykałam..
się.. leków.. nasennych.. mamy.. Tak.. bardzo.. cię.. przepraszam.. – Słowa
ledwo wychodziły z moich ust, nie chciałam jednak zawieść Justina.
- Melanie, otwórz
oczy, wszystko będzie w porządku, obiecuję ci to, a ja danego słowa nie łamię.
Gwałtownie wstałam i wytarłam się ręcznikiem, którym
później się owinęłam. Wyszłam z łazienki szybko zatrzaskując za sobą jej drzwi.
Louis siedział na łóżku i widocznie czekał aż wyjdę. Wskoczyłam na łóżko i
mocno się do niego przytuliłam, bałam się, zwyczajnie bałam się tamtego
wspomnienia. Nie chciałam przy nim płakać więc moje ciało tylko się trzęsło. Delikatnie
gładził mnie po plecach, nie wiedział o co chodzi. Gdy zaczęłam się uspokajać
zadał mi pytanie.
- Coś się stało Mel? Źle się czujesz? – Jego głos
emanował troską, delikatnością.
- Miałam złe wspomnienie, przepraszam, ale nie chcę o nim
mówić, po prostu mnie przytul. Nic więcej mi nie potrzeba, ważne, że jesteś. –
Mój głos delikatnie drżał, ale nie płakałam, jeszcze nie płakałam.
- Pamiętaj, ze zawsze tu jestem, obok ciebie i nie mam
zamiaru cię zostawiać. Możesz na mnie liczyć Melanie. A to są tylko
wspomnienia, one były i już nigdy nie wrócą. To przeszłość, nie możemy się jej
bać, bo nie ma czego. Jesteśmy w teraźniejszości, jesteś koło mnie, jesteśmy
szczęśliwi. – Uśmiechnął się do mnie delikatnie, a ja zaczęłam płakać.
- Louis, ja chciałam dwa lata temu popełnić samobójstwo. Pamiętasz
jak mówiłam ci, że zostawił mnie Tommy, to przez niego. Boję się tego, ze będę
chciała zrobić to drugi raz, a nie chce ranić bliskich mi osób. – Po moich
policzkach popłynęło więcej łez.
- Kochanie nie zrobisz tego drugi raz, jesteś twarda, jak
rozstałaś się ze mną nic sobie nie zrobiłaś, wszystko jest okej. Na pewno się
zmieniłaś. Ja nie odejdę. – Przytulił mnie mocniej do siebie. – Kochanie chyba
musimy się ogarnąć, umówiłaś się dzisiaj z Alex.
- Pamiętam. – Powiedziałam cicho po czym wstałam i
zaczęłam się ubierać. – No wstawaj, ja już się ubieram, a musimy jeszcze zjeść śniadanie.
Będę czekać na dole. – Po założeniu spodni zaczęłam zmierzać w stronę drzwi
jednak Lou złapał mnie za nadgarstek.
- Już jest okej? – Spuściłam głowę w dół, nie chciałam go
okłamywać. – Mel.. – Przyciągnął mnie do siebie, uniósł delikatnie moją twarz i
zaczął wpatrywać mi się w oczy. – Tak na poprawę humoru, obiecuję, że
dzisiejszy dzień spędzimy jak każda normalna para, olejemy totalnie wszystko wokół
nas, obiecuję ci to.
- Nie musisz Lou, nie wymagam tego od ciebie. –
Powiedziałam do niego i delikatnie się uśmiechnęłam, nie powiem podobał mi się
ten pomysł, ale.. zawsze było jakieś ale. Nie chciałam robić chłopakowi
problemów.
- Ale chcę. – Ujął moją twarz w swoje dłonie i zbliżył
się delikatnie do mnie. – Tak bardzo mi na tobie zależy i nie mogę ci nawet
tego okazać. Chciałbym to zmienić. – Pocałował mnie delikatnie, ale z pasją po
czym objął mnie swoimi silnymi ramionami. – Kocham cię i nic na to nie poradzę.
- Też cię kocham. Zależy mi na tym wszystkim, ale nie
chcę żebyś miał problemy przeze mnie.
- Melanie, nie martw się, wszystko będzie okej. Nie martw
się o to co będzie, po prostu spędźmy normalny dzień.
- Okej, idę zrobić śniadanie.
Pocałowałam go w policzek i wybiegłam jak najszybciej z
pokoju aby jak najszybciej znaleźć się w kuchni. Zaczęłam robić kanapki, nawet
nie patrząc co na nie kładę. Jedyne co mogło mi teraz pomóc to tabletki
uspokajające, wiem że to głupie, ale to było jedyne wyjście. Podeszłam do szafki
z lekami, tak dobrze mi znanej i wyjęłam lek, który doskonale pamiętałam. Lekarka
przepisuje go mamie odkąd popełniłam próbę samobójczą. Moja rodzicielka czasami
budzi się z krzykiem w nocy, a wtedy tylko to jej pomaga. Łyknęłam jedną z nich
i zapiłam wodą. Oparłam swoje dłonie na blacie kuchennym i zaczęłam głęboko
oddychać. To gówno zacznie działać dopiero za pół godziny, więc tą chwilę
musiałam jeszcze pocierpieć.
Piętnaście minut później przyszedł Lou i zjedliśmy
śniadanie uśmiechając się do siebie i czasami nawet odzywając się. Za poł
godziny mieliśmy być już u Alex więc przydałoby się zebrać. Wstawiłam naczynia
do zmywarki, naciągnęłam na stopy czarne vansy, nałożyłam na siebie bordową
bluzę i byłam gotowa do wyjścia. Nie mieliśmy daleko więc postanowiliśmy się kawałek
przejść. Gdy tylko wyszłam z domu Louis złapał mnie za rękę i zaczął nią
śmiesznie machać. Uśmiechnęłam się mimo mojego niezbyt dobrego nastroju dnia
dzisiejszego. Żywo rozmawialiśmy ze sobą na temat tego gdzie się bawiłam, gdzie
pierwszy raz się pocałowałam i w ogóle. Po około dwudziestu minutach byliśmy
pod domem Alex. Powoli podeszliśmy do drzwi i zadzwoniliśmy dzwonkiem. Otworzyła
nam roześmiana dziewczyna. Delikatnie się uśmiechnęłam, no tak zaczęłam się
wypłukiwać z emocji.
- Melanie! Tak bardzo tęskniłam! – Pisnęła przyciągając
mnie do siebie.
- Spokojnie Alex, nie było mnie tylko.. jakiś czas. – Mój
glos brzmiał nad wyraz spokojnie, dziewczyna przyjrzała mi się badawczo
zatrzymując się chwilę dłużej na moich oczach. Odwróciłam wzrok chcąc wszystko
ukryć. – Też się stęskniłam. – Chciałam wyrazić choć odrobinę emocji. Alex się
ode mnie odkleiła.
- Hej Lou. – Walnęła go w ramię. – Jak tam u was?
- Cześć Alex, u nas w porządku. Niedawno przyjechaliśmy
do Justina i postanowiłem z Melanie po ciebie przyjechać. – Uśmiechnął się
szeroko.
- Wejdźcie, napijemy się herbaty i pogadamy.
Powoli weszłam do pomieszczenia uważnie się wszystkiemu
przyglądając. Zdjęłam buty po czym poczułam na dłoni uścisk innej dłoni.
Spojrzałam na nie i próbowałam się uśmiechnąć, ale mi to nie wychodziło, to był
Louis. Pociągnęłam go za sobą do salonu Alex. Był to największy pokój w domu
jej rodziców, często siedziałyśmy tu i gadałyśmy na przeróżne tematy. Usiadłam
na legendarnej fioletowej sofie co uczynił też Louis, chciałam się do niego
przytulić, ale nie wypadało nam to tu i teraz. Błądziłam swoim wzrokiem po
ścianach oglądając każdy ich detal i to bardzo dokładnie. Uśmiechnęłam się w
głębi duszy widząc nasze wspólne zdjęcie, miałyśmy wtedy po siedemnaście lat.
Alex postawiła przed nami kubki z herbatą. Posłodziłam ją bardzo powoli aby nie
rozsypać nigdzie cukru, moje dziwne zachowanie zauważyła Alex. Zaczęła mi się
uważnie przyglądać, a ja po prostu czułam się jak na haju tylko się nie
śmiałam. Postanowiłam coś powiedzieć, żeby i Lou nie zauważył mojego
zachowania.
- Już spakowana Alex? – Mój głos brzmiał bardzo, ale to
bardzo spokojnie.
- Tak, o której tak w ogóle lecimy? Nie wiem, o której
położyć się spać. – Dziewczyna się już nie uśmiechała tak jak wcześniej, miała poważny
wyraz twarzy.
- Musimy lecieć rano Alex, bo mam wieczorem próbę z
chłopakami. I tak już jedną dzisiaj robią beze mnie. – Na moje szczęście to
Louis jej odpowiedział, nie musiałam składać dziwnych zdań w głowie. – Czyli pewnie
tak koło dziesiątej. A tak w ogóle na ile przylatujesz?
- Na dwa tygodnie, bo zapisałam się na obóz malarski.
Muszę się trochę porozwijać, nikomu nie zaszkodzi.
- Wybaczcie mi, muszę iść do łazienki. – Powiedziałam delikatnym
głosem, chwyciłam torebkę i ruszyłam w kierunku interesującego mnie miejsca.
Usiadłam na podłodze, oparłam głowę o płytki i zaczęłam
głęboko oddychać. Spojrzałam na sufit i zaczęłam się śmiać, pierwszy raz
dzisiaj się śmiałam, niespotykane. Wyjęłam z torebki paczkę papierosów, której
jeszcze nawet nie otworzyłam. Zerwałam ochronną folię, otworzyłam paczkę i
wyjęłam jedną fajkę. Włożyłam ją sobie do ust i odpaliłam różową zapalniczką,
którą zawsze nosiłam w torebce. Zaciągnęłam się dymem papierosowym i poczułam
jeszcze większą ulgę niż wcześniej. Mój organizm uspokajał się coraz bardziej z
każdym kolejnym zaciągnięciem się dymem. Strzepnęłam ostatek popiołu do zlewu i
delikatnie się uśmiechnęłam. Wyciągnęłam kolejnego papierosa i go odpaliłam,
kolejna dawka ukojenia. Nie było to zbyt dobre połączenie z lekami, które
wzięłam, ale kochałam to uczucie ukojenia. Po skończeniu kolejnej fajki
otworzyłam małe okienko i zaczęłam oddychać świeżym powietrzem. Wyrzuciłam dwa
niedopałki na trawnik sąsiada i delikatnie się uśmiechnęłam. po kilkunastu
minutach spędzonych w pomieszczeniu stwierdziłam, że pora już wrócić. Zamknęłam
cichutko drzwi, tak aby nikt mnie nie usłyszał i jak mysz zaczęłam się skradać do
salonu. Usłyszałam, że Lou i Alex o czymś rozmawiają więc najpierw postanowiłam
podsłuchać o czym.
- Ale o co chodzi Alex, bo jeszcze nie zrozumiałem. –
Powiedział cicho mój chłopak.
- Lou ona jest w pewien sposób naćpana. Nie zauważyłeś,
że dziwnie się zachowuje? Przerabiałam z nią to nie raz i nie dwa. Ona nie
zachowuje się normalnie. – Moja przyjaciółka jak sądzę też mówiła dość cicho.
- Ale jak wychodziliśmy z domu zachowywała się normalnie,
nie brała nic po drodze.
- Ona mówi na to uspokajacze. Jej mama czasami bierze
leki uspokajające, ma napady lęków w nocy po próbie samobójczej Melanie. Ona też
coś w tym stylu, z tym, że Mel boi się swojego lęku. Czasami ma tak, że
przypomni jej się wszystko wpada w lęk i ona sądzi, że tylko to jej pomaga.
Zawsze staraliśmy się z Justinem pilnować żeby nie brała tego gówna no i udało
nam się przez jakiś czas.
- Matko, mogłem jej samej nie puszczać na dół do kuchni. Ona
za długo nie wraca Alex.
- Zabierz ją do domu i karz jej się wyspać, nic więcej
nie możesz na to poradzić, nie pozwól jej więcej tego brać.
- Idę po nią.
- Nie musisz. Tutaj jestem. – Powiedziałam i wyszłam ze
swojego ukrycia. – Lou, ja nie chcę spać, proszę cię, zostańmy jeszcze tak
długo nie widziałam Alex.
- Melanie, zobaczymy się jutro, lecimy razem samolotem,
pamiętasz? A teraz musisz iść się wyspać, bo jutro przed tobą długa droga. –
Moja przyjaciółka ciągle do mnie mówiła.
- Okej. Louis, zabierz mnie do domu.
Chłopak bez słowa do mnie podszedł i zaczął mnie
prowadzić w stronę wyjścia. Zarzucił sobie na ramię moją torebkę i bardzo
powoli ze mną szedł. Wszystko wokół mnie zwalniało, czułam się przytłoczona tym
wszystkim. Chciałam żeby wszystko działo się w szybszym tempie, chciałam żyć, a
teraz zachowywałam się jak zombie. Kolejną chwilę, którą pamiętam to moment
wsiadania do taksówki. Fotele miały beżową tapicerkę i wyglądały dość
tandetnie, znałam tego taksówkarza i go chyba nie lubiłam. A potem przestałam
kojarzyć fakty i wydaje mi się, że zasnęłam.
#pięć godzin później
Obudziłam się w domu mojej mamy. Nie wiem skąd się tutaj
wzięłam, bo przecież nie tak dawno byłam jeszcze u Alex. Wyszłam z łóżka i
stanęłam przed lustrem, byłam ubrana tak jak się ubrałam rano, więc to nie był
sen. Louisa nie było nigdzie obok, byłam tutaj sama. Po cichu wyszłam z pokoju
i zaczęłam schodzić po schodach, słyszałam głosy dochodzące z kuchni. To był
głos mojej mamy i Louisa. Nie wiem dlaczego, ale bałam się tam wejść, coś mi
mówiło, że nie jest to dobry pomysł. Jednak nigdy nie słuchałam swojego
wewnętrznego głosu i tam weszłam. Mama spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, a
zaraz potem takim samym obdarzył mnie Louis.
- Pójdę już, musicie porozmawiać. – Powiedziała moja
rodzicielka i wyszła z pomieszczenia.
Podeszłam do stołka, z którego ona wstała i usiadłam na
nim. Teraz byłam naprzeciwko Louisa i widziałam, że na jego twarzy malowało się
zarówno zdziwienie, rozczarowanie jak i smutek. Chciałam coś powiedzieć, ale z
moich oczu popłynęły tylko łzy. Już wiedziałam o co chodziło, wiem dlaczego nie
pamiętałam części wizyty u Alex. Tak działały na mnie te tabletki. Otarłam
policzki wierzchem jednego z rękawów, ale zaraz potem pojawiły się kolejne na
ich miejscu. Podparłam się na stole, przy którym siedziałam, nie mogłam nic
powiedzieć, musiałam najpierw swoje wypłakać, położyłam głowę na stole i dalej
szlochałam.
- Przepraszam. – Wyszeptałam. – Nie wiem co mi się stało,
że ja…
- Mel, dlaczego? Przecież doskonale wiesz, że masz mnie a
korzystasz z takiego czegoś? Mówiłem ci rano, ze to jest tylko wspomnienie, nie
ma się co nim przejmować! – Wzdrygnęłam się delikatnie gdy krzyknął. – Może byś
chociaż podniosła głowę gdy do ciebie mówię?! – Spojrzałam na niego, ale dalej
płakałam. – Nie rozumiesz, że mogłaś sobie coś zrobić?! To nie są tabletki dla
ciebie! Może powinnaś się zapisać do lekarza skoro tak bardzo ich
potrzebujesz?! – Spuściłam znów wzrok w dół, nie chciałam patrzeć jak
wyładowuje swoją złość. – Spójrz na mnie. – Powiedział spokojnie, a ja
podniosłam tylko delikatnie głowę. – Za bardzo mi na tobie zależy żeby ciebie
stracić. Mels…
- Przepraszam Louis.. Ja wiedziałam, że one mnie
uspokoją, ze w taki sposób. Chciałam po prostu zwalczyć to co siedziało we
mnie.. – Szlochałam zakrywając usta dłonią.
- Chodź tutaj. – Podeszłam do niego powoli, a on posadził
mnie sobie na kolanach. – Nie rób tego więcej, błagam. Nawet nie wiesz jak się
przeraziłem gdy zasnęłaś w tej taksówce. Musisz zwalczyć ten lęk bez tabletek.
Masz mnie możesz ze mną rozmawiać o wszystkim, ale nie uciekaj do takich
sposobów, proszę Cię.
- Kocham Cię.. – Spojrzałam w jego oczy i zwyczajnie jak gdyby
nigdy nic go pocałowałam.
Tak nie mogłam się doczekać rozdziału.Z uśmiechem na twarzy idę pisać nowy rozdział do mojego ff.
OdpowiedzUsuń