Ołaciu.. Moja głowa. Zaczęłam wić się w pościeli. Na
sobie miałam to w czym chodziłam wczoraj. Byłam w pokoju, który wczoraj był
istnym wysypiskiem śmieci. No tak, pokój Lou. Zwlekłam się z wyra i podeszłam
do swojej walizki. Wyjęłam z niej szare dresy i czarną bokserkę. Poszłam do
łazienki. Przemyłam swoją twarz wodą. Zdecydowałam, że się dzisiaj nie maluję. Naciągnęłam
na siebie świeże ubrania. Włosy zebrałam w nieogarniętego koka. Uśmiechnęłam się
do siebie w lustrze. Przeciągnęłam się. Ubrałam moje sweetaśne różowe kapcie i
zaczęłam schodzić na dół. O dziwo pamiętałam drogę. Ludziska w kuchni siedziały
z przymkniętymi oczami. Nie no musiałam im zrobić na złość. To nic, że bania mi
za chwilę pęknie. Skoczyłam na Jusa i krzyknęłam.
- Dzień doberek!
- Melanie.. Zlituj się nad nami, ciszej.. – Poprosił mnie
brat.
- Wytłumaczy mi w końcu ktoś dlaczego spałam w samej
bieliźnie? I to z Harrym w jednym łóżku? – Zapytała się Alex.
- No wiesz, tak koło pierwszej zaczęliście biegać po
salonie i krzyczeć, że zgubiliście swojego jednorożca. Harry powiedział, że to
klątwa. Odczynić ją miało zdjęcie przez ciebie ubrań. No i zdjęłaś. Ale
jednorożca nie znalazłaś. – Zaczęłam improwizować.
- A tak serio? – Tym razem pytanie skierował Loczek.
- A tak serio to nie mam pojęcia. Nie pamiętam nic z
zeszłej nocy. – Odparłam. Justin chował twarz w dłoniach. – Ale sądzę, że on
pamięta. – Wskazałam na brata.
- Co ja?! – Zerwał się Justin. – Nie pamiętam.. Tylko
tyle, że kazałaś mi i Alex spać oddzielnie. Ale to już końcówka wieczoru.
Trudno się mówi.
- Słuchajcie, miło się przypomina wczorajszy wieczór, ale
musze lecieć. – Powiedział Louis.
- A gdzie ty patatajasz młodzieńcze? – Odezwałam się.
- Tajemnica słodziutka, tajemnica.
Uśmiechnęłam się gdy wychodził z kuchni. Harry ukręcił
jakieś dziwne coś, nie umiem tego profesjonalnie nazwać. Nie pachniało zbyt
dobrze. Koktajl, bo to chyba jest koktajl śmierdział jak skarpetki Jusa po
całym koncercie. Nikt nie chciał tego spróbować. A to podobno najlepsze
lekarstwo na kaca. Sam loczek pił to ze smakiem. A co ja mam być gorsza? Nalałam
sobie pełną szklankę. Ponownie powąchałam. Od razu mnie odrzuciło. Dwoma palcami
zatkałam sobie nos. Zaczęłam pić napój nie czując jego zapachu przez co smak
się osłabił. Mimo to smakowało ohydnie. Zgromadzeni w kuchni spojrzeli się na
mnie badawczo. Krzywo się uśmiechnęłam. I oni sięgnęli po magiczna miksturę
Stylesa. Przybiliśmy z chłopakiem żółwika, bo on tez udawał, że smakuje to
nieźle. Chłopcy i Alex krzywili się od lekarstwa na kaca. Od razu po wypiciu
tego czegoś Justin skierował się na górę. Dzisiaj musiał jechać. Poszłam za
nim. Pakował się do torby. Za kilka dni zaczynał trasę. Podeszłam do niego i
się przytuliłam. Powiedział do mnie.
- Ej, Mel nie smutaj. Jadę tylko w trasę. Nie pierwszą. Jakoś
wcześniej wytrzymywałaś beze mnie. A teraz masz tych idiotów. Z nimi nie da się
nudzić.
- Będę tęskniła Jus. Obiecujesz, że będziesz dzwonił,
pisał i co jeszcze się tylko da?
- Obiecuję siostrzyczko.
Wszyscy pożegnaliśmy Justina. Będzie mi go brakowało
przez te dwa miesiące. Ale co na to poradzę? Taka jego praca. Siedzieliśmy wszyscy
w salonie chłopców. Wgapialiśmy się w telewizor. Leciały powtórki Mody na sukces. Nialla ciągle
zastanawiało dlaczego Taylor w końcu nie może być z Ridgem. Tłumaczyłam mu, ze
sens tego serialu polega na tym, iż każdy pieprzy się z każdym i nie ma zlituj,
ale jakoś nie przyjął tego do wiadomości. I to podobno blondynki są głupie. Ale
Nialla nic nie pobije. Potem chłopcy włączyli kinecta. Postanowiłam zmierzyć
się z Liamem w bitwie tanecznej. Oczywiście nie byłabym sobą jakbym nie
przegrała. Podczas gdy Liam naśladował postać pokazująca kroki ja odwalałam freestyle.
Wszyscy oczywiście śmaili się ze mnie, a nie z Daddy’ego. Na koniec tego wszystkiego
opadłam na ziemię. Doczołgałam się do kuchni i wzięłam butelkę wody. Ciągnęłam zimny
płyn łapczywie. Odetchnęłam z ulgą gdy opróżniłam połowę butelki. Uśmiechnięta
wróciłam do tych wariatów. Liam wyrwał mi z ręki butelkę i sam zaczął pić. Uśmiechnęłam
się do niego. Pamiętam jednak coś z imprezy. Wyznania.. I przypomniało mi się
to Nialler. Nigdy nie miał dziewczyny. Usiadłam obok niego i złapałam go za
kolano. Wszyscy bacznie mi się przyglądali. Powiedziałam do blondynka.
- Chłopie, przypomniało mi się jednak coś z wczorajszego
wieczoru.
- Co? – Zapytał głośno przełykając ślinę.
- Nigdy nie miałeś dziewczyny. Musisz nabrać jakiegoś
doświadczenia przed tym wszystkim. – Zdjęłam bluzkę i rzuciłam ją w kąt pokoju.
Wszyscy spojrzeli się na mnie zdziwieni. – No co? Będę go uczyć. – Powiedziałam
do moich przyjaciół. Teraz odezwałam się do zawstydzonego blondynka. – Wiesz jak
się to odpina? – Wskazałam na stanik. Pokiwał twierdząco głową. – No to dajesz.
– Złapałam miseczki z przodu na wypadek gdyby miały opaść.
- Nie mogę Mel.. Głupio mi.. – Chłopak był wyraźnie
zawstydzony.
- Nie krępuj się! Tylko masz rozpiąć to durne zapięcie,
chyba wiele to cię nie kosztuje?
- Okej, sama tego chciałaś. – Powiedział blondasek i
zrobił to o co go prosiłam. Poczułam jego zimne palce na mojej skórze. Zwinnym
ruchem odpiął zapięcie.
- O proszę, to umie. – Zaczęłam się śmiać. Wszyscy mi
zawtórowali. Teraz zapinał zapięcie. Zbliżył się do mojego ucha. Siedziałam
tyłem do niego.
- To, ze nie miałem dziewczyny nie oznacza, że jestem
doświadczony. – Wymruczał mi rozkosznie do ucha. Uśmiechnęłam się delikatnie i
wstałam z kanapy po swoją bluzkę.
Właśnie wtedy gdy ją podnosiłam do domu ktoś wszedł. Tym
kimś okazał się Lou z jakąś dziewczyną. Miała ona rozkoszny uśmiech i długie
brązowe włosy. Była praktycznie wzrostu chłopaka. Pospiesznie naciągnęłam na
siebie bluzkę i wskoczyłam na kanapę do Nialla. Zaczęliśmy się równocześnie
śmiać. Chyba oboje sami z siebie. Mój współlokator przyszedł do nas z ową
dziewczyną. Z poważną miną spojrzałam się na tą dwójkę. Już miałam wstawać się
przedstawić, ale niebieskooki mnie wyprzedził.
- Dziewczyny to jest Eleanor, moja przyjaciółka. El to są
Melanie i Alex.
- Mel. – Poprawiłam chłopaka. – A tak w ogóle to teraz na
to się mówi przyjaciele? – Zapytałam z chytrym uśmieszkiem.
- Naprawdę jesteśmy tylko przyjaciółmi. – Powiedziała dziewczyna.
Miała rozkoszny głosik. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Może ja im wszystko wytłumaczę. – Zaoferował się Lou. –
Więc dziewczyny. Ja i Harry jesteśmy dla siebie jak bracia. Darzymy się
miłością. – O zgrozo. Zaczynam się bać. – Ale taką braterską. Jednak Modest
sądzi inaczej. Wydaje im się, ze między nami jest nie wiadomo co. Dlatego jakiś
czas temu zaczęli szukać mi na siłę dziewczyny. Umawiali mnie na masę randek. A
dlaczego mnie? Harry i tak ma już opinie kobieciarza. – Loczek się szeroko
uśmiechnął. – I któregoś dnia miałem się zjawić w siedzibie kochanego Modestu.
Stwierdzili, że skoro w nikim nie mogę się zakochać to podstawią mi dziewczynę.
Mieliśmy udawać. No i tą dziewczyną okazała się El. Na początku ciągle się
kłóciliśmy. Z czasem jednak nauczyliśmy się współpracować i zaprzyjaźniliśmy
się.
- Okej, rozumiem. Ale.. Ty El nie masz życia? Chodzi mi o
życie poza życiem z Louisem. – Zapytała się Alex.
- Mam chłopaka. Trochę to wszystko przeszkadza, ale mój
ojciec tam pracuje i mnie wkręcił. Maxa poznałam już po podpisaniu umowy. Gdyby
zjawił się wcześniej nie zrobiłabym tego. Musimy się ukrywać, udawać tylko parę
znajomych. Fotoreporteży nie dają spokoju dopóki nie dostaną tego czego chcą.
Sensacji. Ja i Lou wychodzimy raz na jakiś czas gdzieś razem. Wszystkim się
wydaje, że jesteśmy stałym, stabilnym związkiem. To nie jest łatwe, ale da się
z tym żyć.
- El, skończ swój wywód i zrób mi kanapkę. – Odezwał się Lou.
- Kochany.. Sam masz nóżki, rączki Bozia też podarowała.
Wiesz gdzie jest kuchnia. Więc w czym problem? – Odgryzła się mu dziewczyna.
Zaśmiałam się z nich.
Siedzieliśmy, obijaliśmy się w salonie. Moje nogi
zarzucone były na Alex. Kłóciłam się z Harrym o to kto ma zajebistsze włosy. Wychyliłam
się do niego i pomacałam jego loki. Nie o boskie są, w tym to chyba akurat
przegrywam. Niall nie mógł już nas słuchać. Wysłał naszą dwójkę do piwnicy po
ziemniaki na obiad. Leniwie wstałam i ruszyłam za Hazzą. Schodziliśmy na dół po
schodach. Weszliśmy do pomieszczenia, w którym było bardzo dużo butelek różnych
rodzajów win. No to wiem gdzie przyjść jak będę chciała się upić. Chłopak uklęknął
przy worku i zaczął wrzucać do wiaderka warzywa. Czekałam na niego
zniecierpliwiona. Ale on się guzdrał. W końcu skończył. Ruszyliśmy w stronę
drzwi. Harry szarpnął na klamkę. Spojrzał z zakłopotaniem na mnie. Posłałam mu
pytające spojrzenie. On ponownie zaczął szarpać. O nie..
- Harry powiedz mi dlaczego nie możesz otworzyć tych
drzwi?
- Wydaje mi się, że drzwi się zatrzasnęły.
- Genialnie! Gdzie masz klucz? Otworzymy się od środka. –
Powiedziałam spokojnie.
- Nie wziąłem klucza. Nie wyjdziemy stąd na razie…
- To zadzwoń do chłopaków żeby przyszli nam otworzyć.
- Tutaj nie ma zasięgu.
- Harry zabiję cię. – Warknęłam.
Chłopak zaczął uciekać po całym pomieszczeniu. A ja go
olałam i usiadłam na podłodze. Byłam delikatnie mówiąc wkurwiona. Harry usiadł
obok mnie i podał i butelkę z winem. Pociągnęłam łyk trunku. Ale to nie
zmieniło faktu, że jestem na niego zła. Co to to nie. No bo trzeba być idiotą
żeby zostawić klucz w drzwiach i jeszcze zatrzasnąć drzwi. Eh, jak tylko będę
miała okazję to się odpłacę. Nie no siedzenie tu, z nim to porażka. Minęła godzina,
może trochę dłużej. Zasypiałam na ramieniu tego idioty, lekko się upoiłam tym
winem. Coś w drzwiach szczęknęło. Zerwaliśmy się oboje. W drzwiach pojawił się
Liam. Podeszłam do niego i go
przytuliłam. Dzięki temu człowiekowi! Wychodzę z tego więzienia. Koniec męki
z Haroldem w jednym pomieszczeniu sam na sam. Li zaczął się z nas smiać. Wziął wiaderko
z warzywami i skierowaliśmy się na górę. W salonie siedziała kolejna osoba. Był
to chłopak. Murzyn. Ile jeszcze ludzi tutaj przyjdzie? Tyle nie wystarcza.
Przez chwilę zwątpiłam. Jednak odważnym krokiem ruszyłam w stronę moich
znajomych. Wwaliłam się na kolana Alex. Powąchała mnie i zmarszczyła nos. Zayn
zauważył, że przyszłam. Przedstawił mi chłopaka. Nazywał się on Mike i był
znajomym Malika.
Poszłam z Liamem do kuchni. W ramach rekompensaty
postanowiłam pomóc mu robić obiad. Otworzył książkę na przepisie na zapiekankę
ziemniaczaną z mięsem mielonym. Pomagałam mu kroić, mieszać i w ogóle. Tylko pomagałam,
bo sama gotować nie umiałam. Gdy wszystko było już gotowe wyjęłam talerze. Rozstawiliśmy
je w jadalni. Zanieśliśmy surówkę, którą wcześniej przygotowaliśmy oraz
zapiekankę. Każdy miał brać tyle ile będzie chciał. Zawołaliśmy wszystkich i
usiedliśmy. Oczywiście każdy bez wyjątków zajadali się potrawą, którą przyrządziłam
z Liamem. Nie ukrywam, uśmiechało mi się to. W końcu komuś smakowało cos co po części
ja zrobiłam. W domu zdarzało mi się przepalać dna garnków, podpalać ścierki. Nigdy
nic nie wyszło z mojego obiadu. Jedyne co umiem zrobić bez żadnych szkód to
kanapki i herbata. Na obiady zawsze chodziłam do Justina. Jego mama zawsze coś
dobrego robiła. Eleanor zwinęła od nas zaraz po obiedzie. Zayn poszedł z Mikiem
na górę. Ja z Alex i chłopcami poszłyśmy pośpiewać. Pierwsi poszli Lou i Harry.
Wylosowali piosenkę Barbie girl. Zaśpiewali
ją przecudnie. Lałam ze śmiechu na kanapie. Nie byłam w stanie sama zaśpiewać. Usiadł
koło mnie Harry.
- Przepraszam, że nas dzisiaj zatrzasnąłem w piwnicy.
- Dobra, skończ już. Nic się nie stało. Otworzyli nas i
tak w końcu. Lubicie z Louisem tą piosenkę? Śpiewaliście ją tak jakbyście mieli
już ustalone co i jak.
- My ją uwielbiamy. Śpiewamy ją tak często jak nadarzy
się nam okazja. Jest dla mnie jak brat. Nie wiem co bym bez niego zrobił. Ale odkąd
przyjaźni się z Eleanor to ma mniej czasu dla mnie. Są na serio dobrymi przyjaciółmi.
A ja jestem sam.
- Haroldzie. Nie zamartwiaj się. Od dzisiaj masz mnie. Ja
ci tu twoim nowym przyjacielem. Teraz jak potrzebujesz się komuś wygadać to
zapraszam do mnie.
- Jesteś kochana Mel. – Przytulił mnie mocno. Zaczęłam
się dusić. Kaszlałam.
- Harry? Mógłbyś troszkę lżej? Dusisz. – Wydyszałam ostatkiem
tchu.
- Aa. Taa jasne. Przepraszam. – Szeroko się do mnie uśmiechnął.
- Rozbrajasz mnie tym swoim uśmiechem.
- Dlaczego?
- Bo jest taki szczery, że aż za bardzo. Coś prawie jak w
krainie kucyków Pony. Wszystko takie sweetasne, cukierkowe. Ty masz nawet
loczki jak pudelek. – Spojrzał się na mnie miną WTF?! Zaśmiałam się głośno i
walnęłam go w bok. On również zaczął się śmiać. Ludzie w salonie zaczęli się na
nas dziwnie patrzeć, a my tylko się przecież śmialiśmy. I tylko sami z siebie.
Skończyłam go! Nareszcie.. Wiem, ze miał być wczoraj, ale musiałam skończyć też rozdział na drugiego bloga, którego za chwilę kończę. Mam nadzieję, że wybaczycie mi to drobne opóźnienie. Rozdział wydaje mi się, że wyszedł totalnie do dupy, ale to wy go ocenicie. No i komentujcie, zmotywujcie mnie już na samym początku.