niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 2.


Ołaciu.. Moja głowa. Zaczęłam wić się w pościeli. Na sobie miałam to w czym chodziłam wczoraj. Byłam w pokoju, który wczoraj był istnym wysypiskiem śmieci. No tak, pokój Lou. Zwlekłam się z wyra i podeszłam do swojej walizki. Wyjęłam z niej szare dresy i czarną bokserkę. Poszłam do łazienki. Przemyłam swoją twarz wodą. Zdecydowałam, że się dzisiaj nie maluję. Naciągnęłam na siebie świeże ubrania. Włosy zebrałam w nieogarniętego koka. Uśmiechnęłam się do siebie w lustrze. Przeciągnęłam się. Ubrałam moje sweetaśne różowe kapcie i zaczęłam schodzić na dół. O dziwo pamiętałam drogę. Ludziska w kuchni siedziały z przymkniętymi oczami. Nie no musiałam im zrobić na złość. To nic, że bania mi za chwilę pęknie. Skoczyłam na Jusa i krzyknęłam.
- Dzień doberek!
- Melanie.. Zlituj się nad nami, ciszej.. – Poprosił mnie brat.
- Wytłumaczy mi w końcu ktoś dlaczego spałam w samej bieliźnie? I to z Harrym w jednym łóżku? – Zapytała się Alex.
- No wiesz, tak koło pierwszej zaczęliście biegać po salonie i krzyczeć, że zgubiliście swojego jednorożca. Harry powiedział, że to klątwa. Odczynić ją miało zdjęcie przez ciebie ubrań. No i zdjęłaś. Ale jednorożca nie znalazłaś. – Zaczęłam improwizować.
- A tak serio? – Tym razem pytanie skierował Loczek.
- A tak serio to nie mam pojęcia. Nie pamiętam nic z zeszłej nocy. – Odparłam. Justin chował twarz w dłoniach. – Ale sądzę, że on pamięta. – Wskazałam na brata.
- Co ja?! – Zerwał się Justin. – Nie pamiętam.. Tylko tyle, że kazałaś mi i Alex spać oddzielnie. Ale to już końcówka wieczoru. Trudno się mówi.
- Słuchajcie, miło się przypomina wczorajszy wieczór, ale musze lecieć. – Powiedział Louis.
- A gdzie ty patatajasz młodzieńcze? – Odezwałam się.
- Tajemnica słodziutka, tajemnica.
Uśmiechnęłam się gdy wychodził z kuchni. Harry ukręcił jakieś dziwne coś, nie umiem tego profesjonalnie nazwać. Nie pachniało zbyt dobrze. Koktajl, bo to chyba jest koktajl śmierdział jak skarpetki Jusa po całym koncercie. Nikt nie chciał tego spróbować. A to podobno najlepsze lekarstwo na kaca. Sam loczek pił to ze smakiem. A co ja mam być gorsza? Nalałam sobie pełną szklankę. Ponownie powąchałam. Od razu mnie odrzuciło. Dwoma palcami zatkałam sobie nos. Zaczęłam pić napój nie czując jego zapachu przez co smak się osłabił. Mimo to smakowało ohydnie. Zgromadzeni w kuchni spojrzeli się na mnie badawczo. Krzywo się uśmiechnęłam. I oni sięgnęli po magiczna miksturę Stylesa. Przybiliśmy z chłopakiem żółwika, bo on tez udawał, że smakuje to nieźle. Chłopcy i Alex krzywili się od lekarstwa na kaca. Od razu po wypiciu tego czegoś Justin skierował się na górę. Dzisiaj musiał jechać. Poszłam za nim. Pakował się do torby. Za kilka dni zaczynał trasę. Podeszłam do niego i się przytuliłam. Powiedział do mnie.
- Ej, Mel nie smutaj. Jadę tylko w trasę. Nie pierwszą. Jakoś wcześniej wytrzymywałaś beze mnie. A teraz masz tych idiotów. Z nimi nie da się nudzić.
- Będę tęskniła Jus. Obiecujesz, że będziesz dzwonił, pisał i co jeszcze się tylko da?
- Obiecuję siostrzyczko.
Wszyscy pożegnaliśmy Justina. Będzie mi go brakowało przez te dwa miesiące. Ale co na to poradzę? Taka jego praca. Siedzieliśmy wszyscy w salonie chłopców. Wgapialiśmy się w telewizor. Leciały powtórki Mody na sukces. Nialla ciągle zastanawiało dlaczego Taylor w końcu nie może być z Ridgem. Tłumaczyłam mu, ze sens tego serialu polega na tym, iż każdy pieprzy się z każdym i nie ma zlituj, ale jakoś nie przyjął tego do wiadomości. I to podobno blondynki są głupie. Ale Nialla nic nie pobije. Potem chłopcy włączyli kinecta. Postanowiłam zmierzyć się z Liamem w bitwie tanecznej. Oczywiście nie byłabym sobą jakbym nie przegrała. Podczas gdy Liam naśladował postać pokazująca kroki ja odwalałam freestyle. Wszyscy oczywiście śmaili się ze mnie, a nie z Daddy’ego. Na koniec tego wszystkiego opadłam na ziemię. Doczołgałam się do kuchni i wzięłam butelkę wody. Ciągnęłam zimny płyn łapczywie. Odetchnęłam z ulgą gdy opróżniłam połowę butelki. Uśmiechnięta wróciłam do tych wariatów. Liam wyrwał mi z ręki butelkę i sam zaczął pić. Uśmiechnęłam się do niego. Pamiętam jednak coś z imprezy. Wyznania.. I przypomniało mi się to Nialler. Nigdy nie miał dziewczyny. Usiadłam obok niego i złapałam go za kolano. Wszyscy bacznie mi się przyglądali. Powiedziałam do blondynka.
- Chłopie, przypomniało mi się jednak coś z wczorajszego wieczoru.
- Co? – Zapytał głośno przełykając ślinę.
- Nigdy nie miałeś dziewczyny. Musisz nabrać jakiegoś doświadczenia przed tym wszystkim. – Zdjęłam bluzkę i rzuciłam ją w kąt pokoju. Wszyscy spojrzeli się na mnie zdziwieni. – No co? Będę go uczyć. – Powiedziałam do moich przyjaciół. Teraz odezwałam się do zawstydzonego blondynka. – Wiesz jak się to odpina? – Wskazałam na stanik. Pokiwał twierdząco głową. – No to dajesz. – Złapałam miseczki z przodu na wypadek gdyby miały opaść.
- Nie mogę Mel.. Głupio mi.. – Chłopak był wyraźnie zawstydzony.
- Nie krępuj się! Tylko masz rozpiąć to durne zapięcie, chyba wiele to cię nie kosztuje?
- Okej, sama tego chciałaś. – Powiedział blondasek i zrobił to o co go prosiłam. Poczułam jego zimne palce na mojej skórze. Zwinnym ruchem odpiął zapięcie.
- O proszę, to umie. – Zaczęłam się śmiać. Wszyscy mi zawtórowali. Teraz zapinał zapięcie. Zbliżył się do mojego ucha. Siedziałam tyłem do niego.
- To, ze nie miałem dziewczyny nie oznacza, że jestem doświadczony. – Wymruczał mi rozkosznie do ucha. Uśmiechnęłam się delikatnie i wstałam z kanapy po swoją bluzkę.
Właśnie wtedy gdy ją podnosiłam do domu ktoś wszedł. Tym kimś okazał się Lou z jakąś dziewczyną. Miała ona rozkoszny uśmiech i długie brązowe włosy. Była praktycznie wzrostu chłopaka. Pospiesznie naciągnęłam na siebie bluzkę i wskoczyłam na kanapę do Nialla. Zaczęliśmy się równocześnie śmiać. Chyba oboje sami z siebie. Mój współlokator przyszedł do nas z ową dziewczyną. Z poważną miną spojrzałam się na tą dwójkę. Już miałam wstawać się przedstawić, ale niebieskooki mnie wyprzedził.
- Dziewczyny to jest Eleanor, moja przyjaciółka. El to są Melanie i Alex.
- Mel. – Poprawiłam chłopaka. – A tak w ogóle to teraz na to się mówi przyjaciele? – Zapytałam z chytrym uśmieszkiem.
- Naprawdę jesteśmy tylko przyjaciółmi. – Powiedziała dziewczyna. Miała rozkoszny głosik. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Może ja im wszystko wytłumaczę. – Zaoferował się Lou. – Więc dziewczyny. Ja i Harry jesteśmy dla siebie jak bracia. Darzymy się miłością. – O zgrozo. Zaczynam się bać. – Ale taką braterską. Jednak Modest sądzi inaczej. Wydaje im się, ze między nami jest nie wiadomo co. Dlatego jakiś czas temu zaczęli szukać mi na siłę dziewczyny. Umawiali mnie na masę randek. A dlaczego mnie? Harry i tak ma już opinie kobieciarza. – Loczek się szeroko uśmiechnął. – I któregoś dnia miałem się zjawić w siedzibie kochanego Modestu. Stwierdzili, że skoro w nikim nie mogę się zakochać to podstawią mi dziewczynę. Mieliśmy udawać. No i tą dziewczyną okazała się El. Na początku ciągle się kłóciliśmy. Z czasem jednak nauczyliśmy się współpracować i zaprzyjaźniliśmy się.
- Okej, rozumiem. Ale.. Ty El nie masz życia? Chodzi mi o życie poza życiem z Louisem. – Zapytała się Alex.
- Mam chłopaka. Trochę to wszystko przeszkadza, ale mój ojciec tam pracuje i mnie wkręcił. Maxa poznałam już po podpisaniu umowy. Gdyby zjawił się wcześniej nie zrobiłabym tego. Musimy się ukrywać, udawać tylko parę znajomych. Fotoreporteży nie dają spokoju dopóki nie dostaną tego czego chcą. Sensacji. Ja i Lou wychodzimy raz na jakiś czas gdzieś razem. Wszystkim się wydaje, że jesteśmy stałym, stabilnym związkiem. To nie jest łatwe, ale da się z tym żyć.
- El, skończ swój wywód i zrób mi kanapkę. – Odezwał się Lou.
- Kochany.. Sam masz nóżki, rączki Bozia też podarowała. Wiesz gdzie jest kuchnia. Więc w czym problem? – Odgryzła się mu dziewczyna. Zaśmiałam się z nich.
Siedzieliśmy, obijaliśmy się w salonie. Moje nogi zarzucone były na Alex. Kłóciłam się z Harrym o to kto ma zajebistsze włosy. Wychyliłam się do niego i pomacałam jego loki. Nie o boskie są, w tym to chyba akurat przegrywam. Niall nie mógł już nas słuchać. Wysłał naszą dwójkę do piwnicy po ziemniaki na obiad. Leniwie wstałam i ruszyłam za Hazzą. Schodziliśmy na dół po schodach. Weszliśmy do pomieszczenia, w którym było bardzo dużo butelek różnych rodzajów win. No to wiem gdzie przyjść jak będę chciała się upić. Chłopak uklęknął przy worku i zaczął wrzucać do wiaderka warzywa. Czekałam na niego zniecierpliwiona. Ale on się guzdrał. W końcu skończył. Ruszyliśmy w stronę drzwi. Harry szarpnął na klamkę. Spojrzał z zakłopotaniem na mnie. Posłałam mu pytające spojrzenie. On ponownie zaczął szarpać. O nie..
- Harry powiedz mi dlaczego nie możesz otworzyć tych drzwi?
- Wydaje mi się, że drzwi się zatrzasnęły.
- Genialnie! Gdzie masz klucz? Otworzymy się od środka. – Powiedziałam spokojnie.
- Nie wziąłem klucza. Nie wyjdziemy stąd na razie…
- To zadzwoń do chłopaków żeby przyszli nam otworzyć.
- Tutaj nie ma zasięgu.
- Harry zabiję cię. – Warknęłam.
Chłopak zaczął uciekać po całym pomieszczeniu. A ja go olałam i usiadłam na podłodze. Byłam delikatnie mówiąc wkurwiona. Harry usiadł obok mnie i podał i butelkę z winem. Pociągnęłam łyk trunku. Ale to nie zmieniło faktu, że jestem na niego zła. Co to to nie. No bo trzeba być idiotą żeby zostawić klucz w drzwiach i jeszcze zatrzasnąć drzwi. Eh, jak tylko będę miała okazję to się odpłacę. Nie no siedzenie tu, z nim to porażka. Minęła godzina, może trochę dłużej. Zasypiałam na ramieniu tego idioty, lekko się upoiłam tym winem. Coś w drzwiach szczęknęło. Zerwaliśmy się oboje. W drzwiach pojawił się Liam. Podeszłam do niego i go  przytuliłam. Dzięki temu człowiekowi! Wychodzę z tego więzienia. Koniec męki z Haroldem w jednym pomieszczeniu sam na sam. Li zaczął się z nas smiać. Wziął wiaderko z warzywami i skierowaliśmy się na górę. W salonie siedziała kolejna osoba. Był to chłopak. Murzyn. Ile jeszcze ludzi tutaj przyjdzie? Tyle nie wystarcza. Przez chwilę zwątpiłam. Jednak odważnym krokiem ruszyłam w stronę moich znajomych. Wwaliłam się na kolana Alex. Powąchała mnie i zmarszczyła nos. Zayn zauważył, że przyszłam. Przedstawił mi chłopaka. Nazywał się on Mike i był znajomym Malika.
Poszłam z Liamem do kuchni. W ramach rekompensaty postanowiłam pomóc mu robić obiad. Otworzył książkę na przepisie na zapiekankę ziemniaczaną z mięsem mielonym. Pomagałam mu kroić, mieszać i w ogóle. Tylko pomagałam, bo sama gotować nie umiałam. Gdy wszystko było już gotowe wyjęłam talerze. Rozstawiliśmy je w jadalni. Zanieśliśmy surówkę, którą wcześniej przygotowaliśmy oraz zapiekankę. Każdy miał brać tyle ile będzie chciał. Zawołaliśmy wszystkich i usiedliśmy. Oczywiście każdy bez wyjątków zajadali się potrawą, którą przyrządziłam z Liamem. Nie ukrywam, uśmiechało mi się to. W końcu komuś smakowało cos co po części ja zrobiłam. W domu zdarzało mi się przepalać dna garnków, podpalać ścierki. Nigdy nic nie wyszło z mojego obiadu. Jedyne co umiem zrobić bez żadnych szkód to kanapki i herbata. Na obiady zawsze chodziłam do Justina. Jego mama zawsze coś dobrego robiła. Eleanor zwinęła od nas zaraz po obiedzie. Zayn poszedł z Mikiem na górę. Ja z Alex i chłopcami poszłyśmy pośpiewać. Pierwsi poszli Lou i Harry. Wylosowali piosenkę Barbie girl. Zaśpiewali ją przecudnie. Lałam ze śmiechu na kanapie. Nie byłam w stanie sama zaśpiewać. Usiadł koło mnie Harry.
- Przepraszam, że nas dzisiaj zatrzasnąłem w piwnicy.
- Dobra, skończ już. Nic się nie stało. Otworzyli nas i tak w końcu. Lubicie z Louisem tą piosenkę? Śpiewaliście ją tak jakbyście mieli już ustalone co i jak.
- My ją uwielbiamy. Śpiewamy ją tak często jak nadarzy się nam okazja. Jest dla mnie jak brat. Nie wiem co bym bez niego zrobił. Ale odkąd przyjaźni się z Eleanor to ma mniej czasu dla mnie. Są na serio dobrymi przyjaciółmi. A ja jestem sam.
- Haroldzie. Nie zamartwiaj się. Od dzisiaj masz mnie. Ja ci tu twoim nowym przyjacielem. Teraz jak potrzebujesz się komuś wygadać to zapraszam do mnie.
- Jesteś kochana Mel. – Przytulił mnie mocno. Zaczęłam się dusić. Kaszlałam.
- Harry? Mógłbyś troszkę lżej? Dusisz. – Wydyszałam ostatkiem tchu.
- Aa. Taa jasne. Przepraszam. – Szeroko się do mnie uśmiechnął.
- Rozbrajasz mnie tym swoim uśmiechem.
- Dlaczego?
- Bo jest taki szczery, że aż za bardzo. Coś prawie jak w krainie kucyków Pony. Wszystko takie sweetasne, cukierkowe. Ty masz nawet loczki jak pudelek. – Spojrzał się na mnie miną WTF?! Zaśmiałam się głośno i walnęłam go w bok. On również zaczął się śmiać. Ludzie w salonie zaczęli się na nas dziwnie patrzeć, a my tylko się przecież śmialiśmy. I tylko sami z siebie.



Skończyłam go! Nareszcie.. Wiem, ze miał być wczoraj, ale musiałam skończyć też rozdział na drugiego bloga, którego za chwilę kończę. Mam nadzieję, że  wybaczycie mi to drobne opóźnienie. Rozdział wydaje mi się, że wyszedł totalnie do dupy, ale to wy go ocenicie. No i komentujcie, zmotywujcie mnie już na samym początku. 

5 komentarzy:

  1. zajebiste i niesamowite . . końcówka była dobra, te kucyki xd . . kolejny zajebisty blog napisany przez ciebię . .
    A.S. ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. podobała mi się akcja z piwnicą, a ta z uczeniem Nialla trochę mniej , ale i tak czekam na następny rozdział ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a jeszcze jedno: nie wydaje Ci się dziwne, że znają się od jakiejś doby, a Mel bez wahania zdejmuje przed nimi wszystkimi bluzkę??

      Usuń
    2. Oj no bo Mel jest bardzo śmiała osobą. Nie jest taka cicha. I dziękuję za poprawę błędów, aczkolwiek nie mam pewności czy to nie word mi go poprawiał. Na przyszłość obiecuję sprawdzać błędy ;)

      Usuń
  3. Opowiadanie świetne.Tylko takie sytuacje w drugim rozdziale ?
    Nie chcę tutaj jakiegoś filozofa naśladować,ale później zabraknie ci pomysłów(czego Ci nie życzę).Chciałabym,abyś spróbowała bardziej rozwinąć zdania dodając np. przecinek i tworzyć zdanie podrzędne(wiem czepiam się,ale ciągle kropki wyciągają trochę czytelnika z akcji) .Powracając do 1 zdania treść bardzo wciągająca i zachwycająca. Postaram wpadać tu częściej ;)


    Sorry za Spam,ale nie widziałam tutaj takiego okna
    Prolog
    Czasem czuję się w swoim otoczeniu jak więzień.Silnie przywiązana kajdankami do swoich rodziców i opiekunów.Całkowicie pozbawiona swoich praw.Jedna zniewaga, jeden niewielki błąd i już czuję zacieśnienie twardych więzów.Każdy ruch nogą,ręką, czy palcem był decydowany przez nich od kiedy pamiętam.Nie umiałam im się przeciwstawiać,ani ukazywać moich pomysłów czy inspiracji.Nieustannie mniemałam o tym,że zawiodą się ,obawiałam się przed tą sytuacją.Niekiedy zrozumiałam co tracę.Całe początki nastoletnich lat,które już nigdy nie powrócą,pierwsze zauroczenia,pocałunki i następujące po nich motyle w brzuchu.Owszem doświadczyłam je,ale nie tak jak inne nastolatki.Chciałam być w pewnym stopniu niezależna jak one.Pozwolić mojemu sercu otworzyć się dla kogoś i wpuścić go tam,nie chcąc tej osoby stracić.Zawsze brakowało mi tej wolności.Nie zależnie jakbym tego pragnęła nie potrafię przełknąć pewnych myśli sterczących od lat w mojej głowie.Czy faktycznie spróbować?
    Zasmakować prawdziwego życia nastolatki.
    http://idonotwanttoforget.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń