Ziewnęłam głośno, nie chciało mi się wstawać, a ponadto
bolała mnie głowa i to cholernie mocno. Niepotrzebnie wypijałam wczoraj z Lou i
Harrym resztę wódki. Usłyszałam krzyk na dole, genialnie, ktoś już nie śpi. Przewróciłam
się na drugi bok i naciągnęłam sobie na głowę kołdrę. Zamknęłam oczy i już
zasypiałam. Nagle ktoś zdjął mi z głowy nakrycie na co ja tylko warknęłam. Było
mi zimno, bo byłam… naga. Odwróciłam się do osoby, z którą prawdopodobnie się
przespałam. O nie, o nie.. Louis.
- Mel nie chcę nic mówić, ale wydaje mi się, że my ten..
– Podrapał się zakłopotany po głowie.
- Ja nic nie pamiętam! – Krzyknęłam i naciągnęłam na
siebie kołdrę. Szybko, aż za szybko oddychałam.
- Ja też nie, może Harry, przecież z nim piliśmy. – Oboje
usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy po sobie przerażeni.
- Nakryj się. – Powiedziałam do Lou i położyłam się tak
żeby tylko głowa mi wystawała. Do pokoju wszedł Hazzy.
- Czyli nie tylko mnie poniósł melanż. – Zaśmiał się. –
Nie musicie się chować pod tą kołdrą. – Próbował ją z nas ściągnąć jednak w
ostatniej chwili złapałam ją na piersiach. – Okej, musicie. A teraz szybko się
ubierajcie, będę was krył.
- Że co Harry? Nie zrobisz imprezy na naszą cześć na
dole? – Zapytał widocznie zdziwiony Louis.
- Nie dzisiaj, mam kaca. Ciao! – Puścił nam oczko i
wyszedł z pokoju. Zaczęłam wzrokiem szukać mojej bielizny, na moje szczęście
leżała obok łóżka. Założyłam ją dyskretnie pod kołdrą i ruszyłam w stronę
szafy. Rzuciłam w Lou ubraniami Justina, w których przepadam spać a sama
zaczęłam się ubierać.
- Mel? Po co mi to? – W jego głosie słyszałam
dezorientację.
- No chyba nie chcesz wyjść z tego pokoju nago. Ubieraj
się, ja będę na dole.
Pociągnęłam rzęsy tuszem, a oczy podkreśliłam eyelinerem.
Zbiegłam po schodach na śniadanie. W kuchni siedzieli już wszyscy za wyjątkiem
Lou. Hazza wyglądał jakby miał kaca, a reszta była w sumie w dobrym stanie.
Uśmiechnęłam się pod nosem i z lodówki chwyciłam jogurt. Trzeba dzisiaj zrobić
zakupy, bo lodówka zaczyna świecić pustkami. Lou wszedł do kuchni ubrany w
ciuchy mojego brata. Zastygłam z łyżeczką w ustach, dopiero teraz do mnie
dotarło co się stało. Metalowy przedmiot z brzękiem upadł na podłogę. Byłam
zszokowana, no co zrobię. Zakłopotana spojrzałam na Hazzę, który dziwnie
spoglądał na mnie i Lou i posyłał nam dziwny uśmiech. Nie no jebnę. Wybiegłam z
kuchni na balkon aby zaczerpnąć świeżego powietrza, nie wierzę, jeszcze raz nie
wierzę! Drzwi za mną się uchyliły i dołączył do mnie Loczek. Przytulił mnie i
zaczął uspokajać.
- Przyznaj się, że dopiero ogarnęłaś co zrobiliście. –
Zaśmiał się cicho.
- Tak, a ja po prostu rzuciłam w niego ubraniami i bez
wyjaśnień zeszłam na śniadanie. Jestem debilką, w ogóle jak do tego mogło
dojść?! – Zaczęłam panikować.
- Mel, nic się nie stało, byliście pijani. – Na balkon
wszedł ON. – O Lou, nie jesz śniadania? – Zapytał się go Hazz.
- W sumie chciałem z wami pogadać. – Podrapał się nerwowo
po karku. – Bo ty Harry widziałeś. – Nie chciał wypowiedzieć tego słowa.
- Tak Lou widziałem, że w nocy uprawialiście dziki seks.
– Zaśmiał się Harry, a my tylko nerwowo się zaczęliśmy śmiać.
- Hazz wydaje mi się, że i ja i Mel wolelibyśmy o tym
zapomnieć i czy mógłbyś nam o tym nie przypominać łaskawie? – Loczek uniósł
tylko kciuk do góry i mnie puścił. Teraz on skierował się do mnie. – Nie
powinno do tego dojść, i chcę żebyś wiedziała, że dla mnie to nic nie znaczyło.
- Dla mnie tez Louis, możesz być tego pewny. – Mój głos
lekko zadrżał pod wpływem wypowiedzianych słów, a w oczach zebrały się łzy. Nie
chcąc żeby oni widzieli mnie w takim stanie weszłam do domu i od razu
skierowałam się do wyjścia. Założyłam buty i krzyknęłam. – Wychodzę Justin, nie
wiem kiedy wrócę!
#Harry
- Bardzo mądre Lou.. – Powiedziałem do przyjaciela i
poklepałem go po ramieniu. – Serio nie musiałeś jej tego mówić. Widzisz do
jakiego stanu ją doprowadziłeś idioto?
- Skoro tak się o nią troszczysz to czemu nie wskoczysz
jej w ramiona?! Przecież zaczęliście się tak dobrze dogadywać! – Krzyknął do
mnie przyjaciel.
- Wiesz co stary? Nie podejrzewałem, że kiedykolwiek
będziesz o nią zazdrosny.. Pod koniec ostatnich wakacji stwierdziłeś, że nic
dla ciebie nie znaczy. Przynajmniej tak słyszałem. Mogłeś za nią pojechać na
lotnisko, nie byłoby tak jak jest. – Wiem, że słowa, które wypowiedziałem
zabolały Lou, ale musiałem to w końcu mu powiedzieć.
- Wiesz jak czułem się móc obudzić się obok niej i gapić
się na nią bezczelnie te kilka godzin? Nie wiesz Hazz, bo jej nie kochałeś, jak
to powiedziałeś w twoim sercu od zawsze jest ktoś inny i nawet mi, swojemu
przyjacielowi nie chcesz powiedzieć o kogo chodzi..
- Nie odchodź od tematu, tu jest nim ona. Kochacie się,
inaczej byście się nie przespali ze sobą. Louis przyznaj się w końcu do tego,
bo wkrótce może być za późno.
- Już jest za późno. Kurwa! Jestem na siebie zły, nawet
nie pamiętam tego seksu! Nie pamiętam czy się zabezpieczyliśmy! Nic Harry,
zero!
- Chodź do środka. Nie będziemy się tak kłócić, bo w
końcu się ktoś domyśli.
Weszliśmy do kuchni, chłopcy zastanawiali się dlaczego
Mel tak agresywnie wybiegła z domu. No nie miałem innego wyjścia, powiedziałem,
że pokłóciła się z Louisem za co zamordował mnie on kilkanaście razy wzrokiem.
Justin zaczął do niej dzwonić, jednak nie odbierała telefonu, bo zostawiła go w
domu. Byliśmy dość zdezorientowani, nie wiedzieliśmy co robić. Przecież ona nie
zna miasta, jest tu pierwszy raz, taka roztrzęsiona. Justin zwyzywał Lou od
debili, za co ten się obraził i poszedł oglądać telewizję. Tęsknię za starym
Lou, tym Lou, który nie denerwował się na wszystko i wszystkich. Postanowiliśmy
jej poszukać. Zgarnąłem Debila ze sobą i zeszliśmy na dół. Byliśmy bez
samochodu więc skazani na atak fanek zaczęliśmy kroczyć chodnikiem LA. Nie
powiem, że to był genialny pomysł, bo od razu zostaliśmy zaatakowani.
#Selena
Siedziałam z chłopakami w salonie i zastanawialiśmy się
co zrobić. Harry z Louisem wyszli jakąś godzinę temu i jeszcze nie wrócili, mam
nadzieję, ze szukają. Martwiłam się o nią, w końcu była dla mnie jak siostra,
kochałam ją całym swoim sercem. Nagle mój telefon zaczął wibrować, nieznany
numer. Wyszłam na balkon i odebrałam połączenie.
- Halo?
- Hej Sel. – Usłyszałam zapłakany głos Mel. –
Przepraszam, ze tak wyszłam i pewnie was wystraszyłam, ale nic mi nie jest,
wszystko w porządku.
- Jak w porządku Melanie?! Słyszę, że płaczesz. Co się
stało kochanie? – Zapytałam troskliwym głosem.
- Tylko masz nikomu nie mówić. Zaraz wracam Tommy. –
Usłyszałam jak do kogoś mówi. – Przespałam się z Louisem. – Te słowa już
skierowała do mnie. – Byliśmy nawaleni, nawet nie pamiętam co i jak.. –
Szlochała do słuchawki. – A potem on powiedział, że to nic dla niego nie
znaczyło i załamałam się.
- Matko zabiję debila. – Wysyczałam do słuchawki.
- Nie! Nie rob mu nic i powiedz reszcie, że jestem z
Tommym i nic mi nie jest, wyszłam się z nim spotkać.
- Louis z Harrym poszli cię szukać, martwią się.
- Nic mi nie jest Sel. Wrócę wieczorem. Pa. – Rozłączyła
się, a ja szybko pobiegłam do salony gdzie siedzieli chłopacy, oraz Louis z
Harrym, który widocznie przed chwilą do nas dołączyli.
- Nic jej nie jest, poszła się spotkać z Tommym. –
Powiedziałam, a wszyscy z wyjątkiem Lou odetchnęli z ulgą. On mocno napiął
mięśnie żuchwy i wydawał się być zły.
#Melanie
Wróciłam do Tommyego i oddałam mu jego telefon. Otarł mi
kciukiem łzy z policzka i zabrał w stronę budki z lodami. Uśmiechnęłam się
szeroko, a mój humor zaczął się poprawiać. Zaczęliśmy śpiewać i bawić się jak
dwójka dzieci w przedszkolu, które dopiero co się poznały. Jednym słowem
wariaci na maksa. Raz na jakiś czas jakieś dziewczyny zwróciły na mnie uwagę i
poprosiły o autograf. WTF?! Chłopak przez cały czas dziwnie się na mnie
patrzył. Zapytał się mnie nagle.
- Dlaczego jesteś taka zdenerwowana?
- Jak ci powiem to mnie skrytykujesz. – Powiedziałam
zawstydzona.
- Obiecuję, że nie. – Położył dłoń na swojej piersi, nad
sercem.
- Więc wczoraj przyjechał do nas tak jakby mój były. Nie
żeby cos, my nigdy nie byliśmy razem. Po prostu połączyła nas niesamowita więź,
całowaliśmy się – delikatnie się uśmiechnęłam – przytulaliśmy, prawie byliśmy
parą. I nadeszła ta chwila, wróciliśmy do ich domu gdzie czekał na mnie Justin.
W wakacje rozkręciłam niezła aferę, najpierw byłam z Harrym, a potem kilka razy
widziano mnie z Louisem. Mój brat musiał mnie tłumaczyć przed całym światem,
ale to pewnie widziałeś, a ponad to musiałam się ujawnić i od tamtego dnia
jestem rozpoznawalna jako siostra Justina Biebera, cioteczna oczywiście. No i
właśnie on przyjechał i nawaliliśmy się, przespałam się z nim, a on stwierdził,
że to nic dla niego nie znaczyło. Nie żeby coś, ale zabolało mnie to.
- Kochacie się. Nie przespałabyś się z nim jakbyś go nie
kochała, nawet po pijaku. Wtedy ludzie są szczerzy, a nie tak jak na co dzień.
Kryją się, sama jesteś tego doskonałym przykładem, przez taki czas ukrywałaś
kim jesteś. Jak ma na imię ten idiota?
- Louis. – Powiedziałam ledwo słyszalnie. Mojego
towarzysza wyraźnie zszokowały moje słowa.
- Zaraz, zaraz. Tomlinson ma z Doncaster zdjęcia z jakąś
laską w deszczu. To ty? – Pokiwałam tylko nieśmiało głową. – Więc w sumie to
było wasze pierwsze takie zbliżenie?
- Tak, i nawet tego nie pamiętam. Zajebiście, co nie?
- Matko, tak Ci współczuję Melanie. Mam pomysł, idziemy
do mnie. Violetta przyjechała na kilka dni, pamiętasz moją kuzynkę z Hiszpanii?
- Sorki Tommy, ale nie dzisiaj. Zadzwonię po Justina i
pojadę do domu. Jestem trochę zmęczona.
Pożegnałam się z chłopakiem, a sama poszłam w stronę
telefonu, no bo przecież zapomniałam swojego z domu. Wykręciłam numer Justina i
czekałam aż odbierze. Jeden sygnał, drugi, trzeci. No telefon się odbiera do
cholery jasnej! Druga próba.. Znowu nic. Zadzwoniłam do Sel, tez nie odbierała.
I do kogo ja mam zadzwonić? Numeru żadnego z chłopaków na pamięć nie znam,
zaraz zaraz. Louis. Pospiesznie drżącymi dłońmi wpisałam odpowiednie cyferki, a
potem już tylko słuchałam sygnału. Telefon odebrał dość szybko, a ja nie
wiedziałam co powiedzieć.
- Halo? – W słuchawce usłyszałam jego melodyjny głos.
- Lou, tutaj Melanie, mógłbyś mi dać Justina? – Sama
słyszałam, że mój głos prawie niezauważalnie drżał.
- Wiesz, pojechał gdzieś z chłopakami na imprezę także
nie sadzę żeby to było możliwe.
- Szlag by go trafił… - Powiedziałam zdenerwowana.
- A co się stało? Może ja coś zdziałam?
- Mógłbyś po mnie przyjechać? Jestem w parku Hollenbeck. –
W moim głosie była nutka nadziei, sama nie mam pojęcia na co.
- Nie mam auta Mel, przyjechałbym, ale…
- W szufladzie powinny być kluczyki od Range Rovera. W
salonie. – Przerwałam mu zdanie.
- W takim razie będę za jakieś pół godziny.
- Nie zgubisz się w LA? – Dopiero teraz skapnęłam się, że
on może nie znać miasta.
- Nie zgubię się, imprezowaliśmy tu kiedyś z chłopakami.
A jak nie dam rady to mam nawigację.
- Dobra, będę czekała. Pa.
Szybko się rozłączyłam i zaczęłam szybko oddychać.
Opadłam na pobliską ławkę i odchyliłam głowę do tyłu. Z torebki wyciągnęłam
paczkę papierosów i odpaliłam jednego. Zaczęłam rozkoszować się dymem w
płucach. Wypełniał on powoli każdą komórkę mojego ciała wprawiając mnie w swego
rodzaju szczęście. Teraz nic wokół mnie się nie liczyło, siedziałam sama z moim
jedynym prawdziwym przyjacielem. No niby
jest Alex, ale między nami nie jest już tak samo jak wtedy, wtedy przed
sytuacją z poprzednich wakacji. Niby jest Selena, ale ona jest dziewczyną
mojego brata i nie może mi poświęcać aż tyle czasu. Skończyłam palić i zaczęłam
gapić się w niebo. Zastanawiać się nad samą sobą.. po jakimś czasie usłyszałam
przy swoim uchu głos.
- Nad czym się tak zastanawiasz? – To był Louis.
- Nad wszystkim, życiem mój drogi. – Posłałam mu szeroki
uśmiech i zmrużyłam oczy.
- Chodź do auta, jedziemy do domu.
Stał dość niedaleko miejsca, w którym ja siedziałam.
Zapięłam pas, a on odpalił silnik. Jechał dość wolno, dokładnie tak jak
pamiętam. Tamtego dnia jechaliśmy z identyczną prędkością, chcieliśmy spędzić
ze sobą jak najwięcej czasu. Ciszę w pojeździe przerywało tylko grające radio.
Kątem oka spoglądałam na skupiona twarz Louisa, który wpatrywał się w jezdnię
jakby nic poza nią nie istniało, jakby była ona jedynym jego celem. Kiedyś tak
nie było, śpiewał ze mną w samochodzie, wariował. Nie był taki jak teraz.
Odważyłam spojrzeć się na niego tak żeby to zauważył. Postanowiłam z nim
porozmawiać, porozmawiać o tym co zdarzyło się rok temu.
- Louis możemy pogadać? – Zapytałam nie oczekując
twierdzącej odpowiedzi, no bo przecież nie miał ochoty na pewno ze mną gadać.
Wyluzuj Melanie!
- Jasne, o czym tak bardzo chcesz ze mną porozmawiać? –
Uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Wiesz, w sumie o tym co zdarzyło się rok temu w
Doncaster i w Londynie. – Spuściłam wzrok na swoje buty.
- Melanie, wydaje mi się, że to jest już zamknięty temat
w naszym życiu. Jasno mi pokazałaś, że chcesz skończyć „to”, bo wyjeżdżasz i
nie wyobrażasz sobie związku na odległość, a raczej nie chcesz mnie ranić, nie
chcesz ranić nas. – Powiedział z nutką irytacji w głosie.
- A co jeśli kłamałam? Jeśli bałam się konsekwencji jakie
mogły z tego wyjść? Bałam się zakochać ponownie, ponownie zostać zranioną? –
Spojrzałam z nadzieją na chłopaka, zjechał na pobocze i wyłączył silnik.
Spojrzał głęboko w moje oczy, w jego niebieskich tęczówkach widziałam Louisa,
tego Louisa, a nie jego marną kopię, która przyjechała tu wczoraj.
- Powiedziałbym ci, że popełniłaś błąd i musisz ponieść
jego konsekwencje. Nie moja wina, że przypomniało ci się nagle ile dla ciebie
znaczę. To co było już się nie odstanie. I wydaje mi się Mel, że spotykasz się
z kimś. Pogodziłaś się z tą decyzją, z decyzją jaką podjęłaś.
- Louis, błagam. – Złapałam chłopaka za rękę, lekko się
wzdrygnął. – Chce mieć ciebie choćby jako przyjaciela. Wiem, że popełniłam błąd
i nie zmienię już tego. – Patrzałam w jego oczy, w których zaczynały zbierać
się łzy. – Ej, nie płacz misiek. – Przytuliłam go do siebie, drążek zmiany
biegów wbijał mi się w brzuch, ale chciałam pocieszyć chłopaka, który siedział
obok mnie. – Co czułeś wtedy jak odjechałam tak zostawiając cię z tym
wszystkim, z tymi przemyśleniami?
- Byłem rozłamany. – Otarł łzy z policzka i zaczął tępo
wpatrywać się w przednią szybę auta. – Zamknąłem się na kilka dni w pokoju,
chłopaki nie mogli mnie wyciągnąć, wpuszczałem do siebie tylko Harrego.
Wytłumaczyłem im to chorobą i o dziwo uwierzyli, albo i nie, albo chcieli
wierzyć w taki rozwój sprawy, a znali prawdę. Pozbierałem się jakiś miesiąc
później, ale już nie byłem tym samym Louisem, nie mogłem żartować, śmiać się z
byle czego. Wydawać by się mogło, że dorosłem, ale nie, ja po prostu nadal
noszę w sobie ból po stracie ciebie. – Byłam w szoku tego co mówił. – Nadal
jesteś dla mnie ważna, nawet bardzo. – Potrząsnął głową. – Nie wiem w ogóle po
co ja to ci mówię skoro to i tak po tobie spłynie. – Odwrócił głowę w drugą
stronę.
- Chcesz wiedzieć co ja czułam?! – Krzyknęłam do niego i
prawą dłonią obróciłam jego twarz w moją stronę. – Bałam się, bałam się jak
cholera. Nie chciałam ciągnąć naszej relacji tylko dlatego, ze się w tobie
zakochałam! Tak, wiem, że teraz powiesz, że jestem samolubną debilką, ale nie
obchodzi mnie to! W końcu mówię to co chciałam ci powiedzieć od dłuższego czasu.
Kochałam tamtego Louisa Tomlinsona i dalej go kocham! – W moich oczach stały
łzy. Chłopak wyglądał na zmieszanego tym co powiedziałam. – Ale ty już nim nie
jesteś. – Wyszeptałam i podciągnęłam kolana pod brodę. – Możesz jechać. –
Powiedziałam szorstkim głosem i zaczęłam płakać.
Teraz słyszałam tylko swój szloch i ciche pomruki
silnika. Zastanawiałam się po co ja w ogóle mu to mówiłam, przecież wszystko
mogło zostać tak jak było. Nie płakałabym teraz znowu przez tego idiotę,
siedziałabym spokojnie w fotelu auta i jechała do domu. Mogłam zgodzić się na
spotkanie z Violettą, nie doszłoby wtedy do tej sytuacji w samochodzie. Gdy
dojechaliśmy na miejsce jak oparzona wyskoczyłam z pojazdu i pognałam do windy.
Wjechałam na prawidłowe piętro i zaczęłam w torebce szukać klucza od
mieszkania. Otworzyłam drzwi i pobiegłam do swojego pokoju. Zaczęłam płakać w
poduszkę, mogłam przecież tego nie mówić.