czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział 10.


Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez okno i delikatnie muskające moją skórę. Lubiłam to uczucie, wstawałam z nadzieją na lepszy niż wczoraj dzień. Dzisiejszej nocy nie spałam z Louisem, uparł się żeby spać na kanapie. Było mi go szkoda, doskonale pamiętam kilka nocy na kanapie podczas przeprowadzki. Justin przez kilka dni musiał rozmasowywać mi plecy żebym wróciła do normalności. Po cichu zeszłam z łóżka, tak aby nie zaskrzypieć panelami. Podeszłam do swojej walizki i wygrzebałam jeansy i sweter. Ubrałam się, pomalowałam i byłam gotowa do zejścia, ale… była godzina 7.30 i sadzę, że wszyscy jeszcze spali, a w szczególności Lou. Jakież było moje zdziwienie gdy drzwi pokoju uchyliły się i pokazała się w nich rozczochrana czupryna mojego przyjaciela.
- Już nie śpisz Mel? – Zapytał się mnie głupkowato.
- Nie, pilnuję walizki żeby nie uciekła. – Zażartowałam. – A ty już o tej godzinie na nogach? Nie za wcześnie dla Louisa Tomlinsona?
- E tam. Mam do wykarmienia pasożyta. – Pokazał mi język. – A owy pasożyt okazał się już nie spać więc muszę go obsłużyć.
- Umiem się sama sobą zająć. – Udawałam obrażoną.
- Umiałabyś jakby bliźniaczki grzecznie spały o tej godzinie, a nie buszowały po domu. Zaczęłyby się wypytywać o wszystko. Jakie płatki lubisz? Czy ukradłaś coś kiedyś? Jak to jest być starym?
- Ej! Nie jestem stara!
- Dla nich tak. Mają po siedem lat moja droga. – Złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku drzwi. – Idziemy na śniadanie moja kochana.
Zeszliśmy na dół. Usiadłam na swoim krześle i czekałam aż dołączy do mnie mój przyjaciel. Chwilę później do pomieszczenia weszła mama Lou. Chłopak przytulił ją i zaczęli się razem śmiać. Mieli szczęście, taka duża i kochająca się rodzina. Tommo poprosił Jay aby mnie nakarmiła, bo dostał jakiś mega ważny telefon i jak oparzony wybiegł z domu. Kobieta zaczęła się kręcić po kuchni, spuściłam wzrok i zaczęłam tępo wpatrywać się w swoje palce. Nie wiedziałam czy, a poza tym jak zacząć z nią rozmowę. Nuciła pod nosem jedną z piosenek chłopców, a poza tym wyglądała jak każda normalna matka. Ubrana w fioletowy szlafrok tańczyła smażąc jajka. Kątem oka widziałam, że co chwila na mnie zerka jakby chciała się upewnić, czy jeszcze nie uciekłam. Bałam się trochę pani Tomlinson, tego za kogo mnie weźmie. Postawiła przede mną talerz z jedzeniem, ze swoim usiadła naprzeciwko.
- Dziękuję. – Powiedziałam tak cicho, że nie wiem czy mnie usłyszała.
- Proszę bardzo. Nie musisz się mnie bac. Przyzwyczaiłam się do wizyt Eleanor, Lou musiał ją przywozić dla sprawiania pozorów. – Powiedziała i uniosła widelec do góry.
- Ale mnie z Louisem nie łączy żaden kontrakt, my po prostu…
- Wiem Melanie. Louis mi opowiedział o Harrym. Nie zachował się w porządku wobec ciebie. Szkoda, że już dzisiaj jedziecie, nie zdążyłam cię nawet poznać.
- Jak to dzisiaj? – Zapytałam zdziwiona. – Mieliśmy jechać jutro.
- Plany się zmieniły, twój brat już jest w Londynie, wyjeżdżacie wieczorem.
- Szkoda.. Miałam dzisiaj spędzić z Lou cały dzień, ale jak ma jechać to nie będę go męczyła. – Westchnęłam i zaczęłam grzebać widelcem w talerzu.
- O niego się nie martw, zaplanował już dla was cały dzień. Nie będziesz się nudziła. Poza tym Doncaster nie jest aż tak daleko od Londynu, raptem trzy godziny drogi. Mój syn jest dobrym kierowcą i da rade Melanie.
- Skoro pani tak mówi.
- Tylko nie pani! Jay jestem. – Uśmiechnęłam się przyjaźnie do kobiety i zaczęłam jeść śniadanie. – Jesteś dla niego ważna i błagam nie schrzań tego.
- Louis jest dla mnie jak brat Jay. Nie mogłabym go skrzywdzić, jest dla mnie zbyt ważny. – Kobieta blado się do mnie uśmiechnęła.
- Skoro tak mówisz to tak musi być.
- Musze iść się spakować skoro dzisiaj jedziemy. Dziękuję za śniadanie.
Ruszyłam schodami na górę, głęboko westchnęłam. Miałam wrażenie, że mama Louisa za mną nie przepada, z pewnego względu, sama nie wiem jakiego czułam, że mnie nie lubi. Przecież nic ani jej ani Tommo nie zrobiłam, nie byłabym do tego zdolna. Wrzucałam wszystkie swoje rzeczy do walizki. Dzisiaj miałam się zobaczyć z Justinem, pierwszy raz od początku wakacji. Ciekawe czy się pogodził z Sel, ani ona ani on nie odzywali się do mnie w tej sprawie. Dostałam od Louisa wiadomość: ‘Ubierz się w dresy i bądź gotowa za godzinę.’ Więc jak mi mój przyjaciel nakazał tak tez zrobiłam, a całą resztę ubrań wrzuciłam do walizki. Siedziałam wygodnie na łóżku machając nogami, nucąc piosenki. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Justin. Zamarłam, ale zdecydowałam się odebrać.
- Halo braciszku? – Powiedziałam słodko do słuchawki.
- No witam. I nie wiem czy dzisiejszy dzień będzie najlepszym z twoich dni. – Jego głos brzmiał dość surowo.
- Co się stało?
- Może raczej ja powinienem się ciebie o to pytać. Jakiś czas temu na internecie zobaczyłem twoje zdjęcie z Harrym. Teraz dowiaduję się, ze facet dla którego oddałaś prywatność brukowcom złamał ci serce!
- Justin błagam nie krzycz.
- Czekaj to nie koniec tego wszystkiego. Louis porwał cię do Doncaster i co?! I twoje zdjęcia z nim w centrum handlowym! Czekaj, czekaj zacytuję ci kawałek artykułu: ‘Dziewczyna Harrego Stylesa była widziana w centrum handlowym z jego najlepszym przyjacielem – Louisem Tomlinsonem. Czy to koniec One Direction? Czy dziewczyna jest ziarnem niezgody pomiędzy Louisem, a Harrym? I podstawowe pytanie. Kim jest owa dziewczyna?’ Zadowolona Melanie?
- Zakochałeś się kiedykolwiek Justin?! No tak, ty nie miałeś tego problemu, Sel jest z twojej branży. Nie mogłam się ukrywać wiecznie! Zrozum, mam 19 lat i może w końcu powinnam zaczać nosić ten ciężar sama.
- Tylko, że.. Nie mogę się ot tak po prostu z tobą pokazać. Zaraz będzie, że mam romans z laską kumpla. Jutro mam konferencję prasową, pójdziesz ze mną i przedstawię cię jako moją kuzynkę. Przykro mi Mel, ale już nie jesteś anonimowa i już nie będziesz.
- Dam radę braciszku. Muszę się zbierać, bo zaraz Louis po mnie przyjedzie.
- Jedziecie już?
- Nie, ma dla mnie jeszcze jakąś niespodziankę. To widzimy się później.
- Wiesz, że..
- Musimy już wyjeżdżać?
- Za dużo namieszałaś Melanie. Przykro mi, ale musisz ponieść jakieś konsekwencje. Poza tym nie wydaje mi się, że chciałabyś spędzić resztę wakacji ze Stylesem. – Zza okna usłyszałam trąbienie.
- Musze lecieć Justin. Paa!
Rozłączyłam się i wyjrzałam przez okno, na podjeździe stało czarne porsche Louisa. Włożyłam czarne adidasy i zbiegłam po schodach jednocześnie naciągając na siebie bluzę. Rzuciłam Lottie przelotne pa i wybiegłam przed dom. Louis stał oparty o samochód i głupkowato się do mnie uśmiechał. Podeszłam do niego i mocno wtuliłam się w jego czarną bluzę. Spojrzałam w jego nieziemsko niebieskie oczy i w nich zatonęłam. W jego tęczówkach widziałam niesamowite iskierki, cieszył się z czegoś. Czy ta niespodzianka miała być aż tak bardzo niesamowita? Świadoma tego, że jeśli jeszcze chwile tak postoję to go pocałuję wyrwałam się z uścisku i wsiadłam do samochodu. Zaśmiał się tylko i również wsiadł do pojazdu. Odpalił porsche i zaczęliśmy jechać w nieznanym mi jeszcze kierunku. Zatrzymaliśmy się przy centrum handlowym. Przerażona spojrzałam na Lou.
- Nie wysiadam w tym stroju, kategoryczne nie!
- To chociaż powiedz mi jaki masz rozmiar buta. – Jęknął.
- 37. Po co ci mój rozmiar buta?
- Dowiesz się na miejscu misiek.
Po piętnastu minutach chłopak wrócił z dość sporą reklamówką i ruszyliśmy dalej. Z radia leciała muzyka, a Lou wystukiwał rytm na kierownicy. Zaczęłam tupać noga w podłogę, irytowało mnie gdy nie wiedziałam o co chodzi. Starałam się cieszyć z niespodzianki, ale coś mi nie wychodziło. Samochód się zatrzymał. Lou wysiadł, zabrał reklamówkę i otworzył moje drzwi. Podał mi rękę i pomógł wysiąść. Znajdowaliśmy się na stadionie w Doncaster. Nie, błagam tylko nie to. Chłopak jakby czytał mi w myślach zamknął samochód kliknięciem przycisku na kluczyku. Pokręciłam przecząco głową, on tylko pociągnął mnie za sobą. Na boisku piłką żonglowało kilku chłopaku w wieku Louisa. Automatycznie chciałam puścić jego rękę, jednak na to mi nie pozwolił. Musieli być to jego koledzy, bo jeden z nich do nas podbiegł i się przywitał, byłam lekko zdezorientowana. Mieliśmy spędzić ten dzień razem, a on przywozi mnie na boisko do nogi?! Usiedliśmy na trybunach i mój przyjaciel zaczął zakładać korki. Rzucił we mnie pudelkiem z adidasa, było dość ciężkie. Otworzyłam je i moim oczom ukazały się czerwone korki. O nie! Nie mam zamiaru grać! Jakoś siłą zmusił mnie do założenia tych przeklętych butów. Pociągnął mnie za rękę i poprowadził do chłopaków stojących w grupce. Spojrzeli na mnie kątem oka i uśmiechnęli się delikatnie do Tommo. Postawił mnie on przed sobą i złapał za ramiona, zaczął mówić.
- Chłopaki, to jest Melanie. Jest ona..
- Dziewczyną Stylesa. – Odezwał się blondyn.
- Nie, byłą dziewczyną Stylesa. Melanie jest.. – Próbował kontynuować jednak znowu przerwał mu pewien chłopak.
- Twoją dziewczyną Tomlinson? – Tym razem głos zabrał rudzielec.
- Moją przyjaciółką. Obiecałem jej kiedyś, że nauczę ją grać w nogę. Mam nadzieję, że mi pomożecie. Zagramy jeden meczyk. Co wy na to? – Wśród chłopaków przeszedł pomruk.
- Stan. – Wyszeptał mi do ucha chłopak, który nie wdawał się w dyskusje z Louisem, podczas gdy ja wycofałam się do tyłu.
- Melanie. – Podałam chłopakowi rękę.
- Więc Tommo obiecał ci, że nauczy cię grać w nogę. – Skinęłam tylko głową. – Staniesz na bramce, jesteś za mała na tych debili, staranują cię.
- Dzięki za pocieszenie. – Powiedziałam i się cicho zaśmiałam, zawsze tak miałam jak się denerwowałam.
- Nie denerwuj się, oni nawet do ciebie nie dojdą, Lou za dobrze gra, a to są cieniasy.
- Mel idź na bramkę! – Wydarł się do mnie Lou.
Posłusznie podbiegłam do miejsca, które miałam zajmować. Przerażonym wzrokiem śledziłam piłkę, która latała po całym boisku, ale jak obiecał mi Stan omijała naszą bramkę. Po jakichś 20 minutach gry pierwszy raz jej dotknęłam. Rudzielec chciał mi strzelić gola, na oślep wywaliłam piłkę gdzieś na środek boiska. Louis co chwila sprawdzał jak się trzymam i posyłał mi pocieszające spojrzenia. Pomagała mi myśl, że on jest gdzieś tam na boisku, nie czułam się taka samotna. Skończyło się tym, ze wygraliśmy, sama nie wiem jakim cudem, bo wpuściłam dwa gole. Przerażoną mnie Louis mocno przytulił do siebie i zaczął głaskać po głowie jakby wiedział jaka jestem przerażona.
- Idziemy na spacer. – Wyszeptał mi do ucha i pociągnął za rękę. – Nie przejmuj się wyglądem.
Szliśmy alejką w parku niedaleko boiska. Chłopak ciągle trzymał mnie za rękę i rozśmieszał mnie. O ile meczu nie mogę uznać za idealny, to spacer podobał mi się bardzo. Kupiliśmy sobie dwie wielkie waty cukrowe i cieszyliśmy się dniem. Mogłabym stąd nie wyjeżdżać, tutaj czułam się taka odosobniona od całego świata, wolna. Zaczynało się chmurzyć, a my nadal siedzieliśmy na ławce. Wydaje mi się, że obydwoje chcieliśmy nacieszyć się ostatnimi chwilami ze sobą. Nagle zerwał się silny wiatr. Oboje poderwaliśmy się z miejsca i zaczęliśmy biec w stronę samochodu. Mieliśmy do niego jakieś dwa kilometry także szybko tam się nie znajdziemy, zwłaszcza z moją kondycją. Po mojej twarzy zaczęły spływać krople deszczu, który właśnie zaczął padać. Opadałam już z sił, krzyknęłam do Louisa żeby się zatrzymał, bo był już kawałek przede mną.  Podbiegł do mnie i patrzał się na mnie z pytająca miną.
- Nie mam siły. – Wysapałam.
- Mel złapie nas deszcz, a w sumie już złapał. – Powiedział, a po jego twarzy spływały krople deszczu.
- Nie przejmuj się tym! Ważne, że świetnie się bawimy! – Złapałam go za rękę. – No chodź. – Pociągnęłam go za sobą i dalej zaczęliśmy biec.
Deszcz padał coraz mocniej i mocniej. Wydaje mi się, że byliśmy już niedaleko auta. Zamazywał mi cały obraz i przestawałam się orientować gdzie jestem, tak samo i Lou. Poślizgnęłam się na błocie i upadłam na tyłek. Chłopak podał mi rękę i pomógł wstać. Objął mnie w talii i zaczął gapić się w moje uczy. Mimo deszczu nadal biła od nich taka niesamowita siła, radość. Zaczęliśmy się do siebie niebezpiecznie zbliżać i pieprzę to co za chwilę się stanie, wcale nie obchodzą mnie konsekwencje czynu jaki popełnię. Justin mnie zabije, ale.. ale czy nie warto spróbować? Nie warto poczuć się szczęśliwą chociaż przez chwilę? Dotknęłam dłonią jego policzka, czułam pod palcami jego kilkudniowy zarost. Uśmiechnął się do mnie niepewnie a ja przybliżyłam się do niego i złożyłam na jego ustach bardzo, ale to bardzo delikatny pocałunek. Czułam, że oboje się uśmiechamy. Wplatałam swoje palce w jego włosy, a on mocniej mnie do siebie przytulił, wydawać by się mogło, że może to trwać wieczność, ale czar zaczynał pryskać. Wpiłam się w jego usta, nasze języki zaczęły ze sobą współgrać. Śmialiśmy się sobie do ust, nie było to zbyt romantyczne, ale najpiękniejsza chwila w moim życiu. Nie wiem, czy coś do niego czuję, ale ale.. Złapaliśmy się za ręce i zaczęliśmy dalej biec w stronę samochodu.
W domu byliśmy jakieś poł godziny później. Wbiegłam na górę i przebrałam się w suche ciuchy oraz wysuszyłam włosy. Nie pojedziemy chyba tak od razu, musimy chwilę odpocząć. Zeszłam na dół, wyglądało na to, że byliśmy sami w domu. Usiadłam na blacie w kuchni i zaczęłam jeść marchewkę, którą wyjęłam chwilę wcześniej z lodówki. Lou przyszedł do kuchni i wyglądał jakby nie wiedział co ma zrobić. Poklepałam miejsce na blacie obok siebie i zaczęliśmy siedzieć w ciszy. Była to dość niezręczna cisza, bo oboje nie wiedzieliśmy jak zacząć tą rozmowę.
- Za ile jedziemy? – Palnęłam głupio, bo co innego miałam powiedzieć no?
- Za jakąś godzinę. Idziemy do salonu Mel? – Zapytał a ja tylko pokiwałam głową i zeskoczyłam za chłopakiem z blatu.
Usiadłam bardzo blisko niego na kanapie i wtuliłam się w jego tors. Objął mnie swoim silnym ramieniem i zaczęliśmy tak trwać w ciszy, znowu no! Zastanawiałam się w sumie co nas łączy, przecież jesteśmy przyjaciółmi, on mnie wspiera w każdej najgorszej chwili, jak ta z Harrym. Jednym słowem, nie chciałabym go stracić. Po moim policzku spłynęła łza, on to zauważył i starł ją swoim kciukiem. Złożył delikatny pocałunek na moim czole, jakby chciał mnie pocieszyć, jakby wiedział o co mi chodzi. Przytulił mnie do siebie mocniej ciągle przyciskając usta do mojego czoła.
- Wiesz, że jak wyjadę to być może i już nie wrócę? – po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Mel nie płacz.. Nie wierzę w to, że Justin zrobiłby ci cos tak strasznego. Rozumiem, że narozrabiałaś, ale to nie jest powód do odcinania cię od reszty świata. Skoro ma zamiar cię ujawnić to będziesz musiała się przyzwyczaić do tego wszystkiego. Misiek, kiedyś wszystko wróci do normy, przyzwyczaisz się do fleszy. – Pocieszał mnie Louis.
- Mam taką nadzieję. Boję się tego wywiadu Louis, boję się, że ludzie stwierdzą, że Justin kłamie żeby chronić jakąś tam dziewczynę.
- Ej mała… Będzie dobrze, obiecuję. Weź z komody kluczyki i idź do samochodu, ja wezmę tylko nasze walizki i jedziemy.
Delikatnie wypuścił mnie ze swoich objęć i poszedł na górę po nasze bagaże. Ja zaczęłam ubierać buty i kurtkę. Po raz ostatni spojrzałam na wnętrze domu, za którym zdecydowanie będę tęskniła. Ruszyłam w stronę samochodu Tomlinsona. Jako, że wzięłam sobie kluczyli z komody otworzyłam zamki i usiadłam na miejscu pasażera.

***
Jechaliśmy już jakiś czas, nawet nie wiem dokładnie ile, bo przysnęłam w pewnym momencie drogi. Samochód się zatrzymał, byłam spanikowana, staliśmy już pod domem chłopców. Widziałam, że Louis zwlekał z tym czy wysiadać, czy nie. Może to i dobrze, bo chciałam mu coś bardzo ważnego powiedzieć …




***
więc, znowu wracam i przepraszam za tak długą niobecność. Byłabym niezmiernie wdzięczna za komentarze :)

+ o dalsze losy bohaterów możecie pytać : http://ask.fm/nigdysama

2 komentarze:

  1. Ciekawie, ciekawie :D Śliczny szablon :)
    Nominuję cię do Liebsten Awards.
    Więcej informacji tutaj ! ---> http://sherbet69.blogspot.com/2013/12/liebsten-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam dzisiaj te wszystkie rozdziały. I stwierdzam , że jestem pod wrażeniem. Z niecierpliwością czekam na rozdział 11.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń