Obudził mnie wnerwiający dzwonek mojego telefonu.
Spojrzałam na jego wyświetlacz i jęknęłam głośno. Justin. Czego on chce o tej
godzinie ode mnie ja się serdecznie pytam. Niech ten telefon w końcu się
zamknie i da mi spać! Powoli zwlekłam się z łóżka i już miałam odbierać
połączenie, ale nie zdążyłam. Wstałam i podeszłam do okna, na dworze panowała
ciemność. Wybrałam z listy kontaktów numer mojego braciszka i czekałam aż
odbierze.
- Hej siostrzyczko! – Krzyknął, był w stanie upojenia i
to nie lekkiego.
- Hej Justin, po co dzwoniłeś? – Pociągnęłam nosem, mój
głos brzmiał dość niewyraźnie.
- Płakałaś?
- Nie. – Oczywiście, że tak, ty to umiesz mnie przejrzeć.
– Spałam i mnie obudziłeś.
- Wybacz, ale Louis tez nie odbiera. Dobra przechodzę do
sedna sprawy. Słuchaj siostro, wylądowaliśmy na jakiejś imprezie daleko od Los
Angeles, a tak dokładnie to pojechaliśmy sobie do Las Vegas. – Szczęka mi
opadła.
- Czemu mi nic nie powiedzieliście?! I jak do tego
doszło, że zostawiliście Louisa samego debile?! – Wydarłam się tak, że jeśli
Lou spał to właśnie go obudziłam.
- No bo mieliśmy pojechać na imprezę to Taylor i jakoś
wyszło tak, że byliśmy trochę nawaleni i padło hasło Las Vegas. Ktoś nas
zawiózł, nawet nie pamiętam kto. A Louis nie chciał iść z nami na imprezę. Przepraszam
Melanie, wrócimy za kilka dni, jak wszyscy się zgarną. Jesteśmy z Tay i kilkoma
jej przyjaciółmi. Nie ma nas max tydzień. Możemy zostać? – Słyszałam błaganie w
jego głosie.
- Ale żeby mi to było ostatni raz! Skoro już mnie
obudziłeś to idę wypić herbatę. Pa Justin.
- Pa siostrzyczko, kocham cię!
Pokręciłam głową i zaczęłam schodzić po schodach na dół.
W kuchni paliło się światło, nie no jeszcze mi tylko brakowało spotkania z tym
debilem. Zegarek w moim telefonie wskazywał godzinę 2:01. Przetarłam oczy i
weszłam do pomieszczenia. Nie zwracając uwagi na Louisa zaczęłam robić sobie
herbatę. Unikałam kontaktu wzrokowego z nim jak ognia, no bałam się tego, że
wyskoczy do mnie z jakimś dziwnym tekstem. Zaczęłam udawać, że robię coś na
telefonie, przeglądałam twittera i czytałam te same tweety po raz setny. Chłopak
głośno odchrząknął więc lekko uniosłam wzrok spoglądając na niego tylko bardzo
krótką chwilę.
- Możesz nie zachowywać się tak jakby mnie tu nie było? –
Jęknął.
- Przepraszam, że cię obudziłam. – Mruknęłam i już
chciałam wychodzić z pomieszczenia, jednak jego dłoń zacisnęła się na moim
nadgarstku. Przeszły mnie dreszcze, a na skórze pojawiła się gęsia skórka.
Obróciłam się w jego stronę i dopiero wtedy uwolnił mnie z uścisku. – Więc? –
Podparłam swoje boczki i patrzałam się na niego z wyrzutem.
- Zawsze musisz taka być? – Uniósł oczy ku górze. –
Zawsze taka opryskliwa, na wszystko jakąś wymówkę? – Zaśmiał się cicho.
- Nie, czasami jestem bardzo opanowana, aż za bardzo.
- No w samochodzie nie byłaś. – Uśmiechnął się do mnie
promieniście. Nie odwzajemniłam tego. – Ja ciebie też. – Wyszeptał i wyszedł z
pomieszczenia.
Nie no nie ogarniam go! O co mu chodziło?! Wybiegłam za
nim z kuchni, biegnąc po schodach na górę parokrotnie niemal nie połamałam
sobie nóg. Tak to jest jak człowiek robi coś w nerwach. Zamknął się na klucz w
jednym z pokoi gościnnych. Zaczęłam naparzać w drzwi pięściami, drąc się na
niebogłosy. Drzwi się uchyliły, a ja jak w amoku nadal naparzałam pięściami.
Nie zauważyłam, że biję Louisa. Zaczęłam płakać, sama nie wiem dlaczego, czułam
się taka bezradna. Złapał mnie za nadgarstki i pociągnął na łóżko stojące we
wnętrzu pokoju. Trzymał mnie a ja płakałam, nie wiedziałam co powiedzieć.
Rozpłynęłam się przy nim totalnie, to wszystko mnie przytłoczyło, wczorajsza
sytuacja w samochodzie, ostatnio za dużo myślę. Nawet mnie nie przytulił,
wydawał się taki zimny, czułam to mimo, że nie widziałam emocji w jego oczach,
ponieważ ich nie widziałam. Załkałam cicho, zaczynałam się uspokajać. Uwolniłam
nadgarstki z uścisku Louisa, coś czuję, że będę miała dwa siniaki.
- Nie rozumiem ciebie Lou, raz jesteś taki miły, raz
oziębły, raz przepraszasz mnie za sama nie wiem co jak przed chwilą. –
Powiedziałam spokojnie, a z moich oczu znowu zaczęły płynąć łzy.
- Mel przep… - Powiedział aksamitnym głosem, jednak mu
przerwałam.
- Nie przepraszaj mnie za coś czego nie zrobiłeś, a nie
pamiętam żebyś coś zrobił.
- Mel bądź chodź przez chwilę cicho i mnie wysłuchaj! –
Krzyknął. – Przepraszam cię za sytuację w samochodzie, nie wiedziałem co
powiedzieć, musiałem się nad tym zastanowić. Wyskoczyłaś z tym tak nagle, a nie
wiedziałem jak ci to powiedzieć. Mel… - Bał się skończyć zdanie.
- Dobra, rozumiem Lou. Ja już idę do siebie. – Wstałam z
łóżka i zaczęłam iść w kierunku wyjścia ocierając z moich policzków łzy.
- Mel. – Powiedział i złapał mnie za nadgarstek, który
lekko bolał.
Jednym szybkim ruchem przyciągnął mnie do siebie,
poczułam jego oddech na skórze mojej dłoni. Stykaliśmy się ciałami, jego serce
przyspieszyło jak i moje. Gapiłam się w jego twarz, nie widząc nawet jego oczu,
mój oddech zadrżał, bałam się. Puścił mój nadgarstek, dwoma palcami uniósł moją
twarz delikatnie do góry. Zadrżałam pod wpływem jego dotyku. Zbliżył się do
mnie i musnął delikatnie moje usta swoimi. Rozchyliłam delikatnie wargi
zachęcając go do dalszego działania. Drugą ręką objął mnie w talii i delikatnie
uniósł do góry. Pocałował mnie, wpił się namiętnie w moje usta. Wplotłam palce
w jego włosy i jakimś cudem oplotłam mu nogi wokół talii. Rzuciliśmy się na
łózko, siedziałam na Tomlinsonie zachłannie go całując. Co chwila dawaliśmy
sobie sekundową przerwę na zaczerpnięcie powietrza, aby dalej cieszyć się sobą.
Moje dłonie powędrowały pod koszulkę chłopaka. Zaczęłam na jego torsie rysować
palcami przeróżne znaki. Nagle poczułam jego dłonie pod moją koszulką, lekko
zesztywniałam, ale po chwili dalej dawałam oddać się chwili. Zaczęłam zdejmować
jego bluzkę. Oboje byliśmy już nieźle rozpaleni. Oparłam swoje dłonie na jego
torsie i pozwoliłam aby rozpiął moją koszulę. Nie szło mu coś rozpinanie
guziczków, zaczynałam się denerwować. Zauważył to i rozerwał ją. Usłyszałam
brzęk guziczków na podłodze. Chłopak zdjął materiał z moich ramion i odrzucił
go gdzieś na bok. Znowu zaczęliśmy się całować i niedługo nam to było dane.
Zaczął dzwonić telefon Louisa. Jęknęłam i opadłam na poduszki obok chłopaka.
Zaczął wyjmować telefon z kieszeni. Oboje głośno dyszeliśmy, nie ma to jak
przerwać w takim momencie.
- Halo? – Powiedział głośno dysząc. – Chyba śpi Justin,
okej zaraz to sprawdzę. – Gadał z moim bratem. Zaczęłam przygryzać płatek jego
ucha. Zamruczał rozkosznie. – Spałem i tak jakoś wiesz.. – Wydawał się być
zawstydzony. Zaczęłam składać pocałunki na linii jego szczęki, na szyi, torsie.
Widziałam, że doprowadzam go do szaleństwa. Uśmiechałam się przez te krótkie
pocałunki. – No co ty.. Nie jestem z twoją siostrą, ona śpi. – Zaśmiałam się
cicho i dalej zaczęłam rozpraszać mojego towarzysza. – Nie walę sobie Justin!
Obudziłeś mnie a miałem piękny sen! – Spojrzałam się zdziwiona na Lou, nie
widziałam jego wyrazu twarzy, zapaliłam lampkę nocną stojącą obok łóżka. Był
cały czerwony, jego oczy były pełne podniecenia. Zaczęłam badać palcami fakturę
jego torsu jednocześnie podziwiając tatuaże. – Nie, nie mówiła mi, że wracacie
za tydzień. – Uśmiechnęłam się do niego nieśmiało. Teraz podziwiałam jego
tatuaże na prawej ręce, miał ich na serio sporo. Wszystkie emocje zaczynały ze
mnie uchodzić. – Dobrze, zaopiekuję się nią. Tak, jak najlepiej będę umiał. Pa
Justin. – Rozłączył się, odrzucił telefon na szafkę nocną i rzucił mi takie
dziwne spojrzenie. – Musiałaś to robić? – Zapytał kusicielsko. Pokiwałam mu w
odpowiedzi tylko głową. – Zemszczę się.
Uśmiechnął się do mnie chytrze i rzucił się na mnie,
zaczął mnie całować. Piszczałam przez pocałunki. Chwilę później zaczął mnie
gilgotać, zwijałam się ze śmiechu na łóżku. Po piętnastu minutach odwalania
opadliśmy obok siebie i zaczęliśmy głośno oddychać. Zdjęłam ze swoich ud
spódnicę i wpełzłam pod kołdrę. Louis zsunął ze swoich nóg szare rurki, rzucił
je na bok i dołączył do mnie. Zgasiłam lampkę i położyłam swoja głowę na torsie
Louisa. Objął mnie swoim ramieniem i pocałował w czoło. Jedną ze swoich dłoni
przeczesywał moje krótkie włosy, a drugą pocierał plecy.
- Więc to chciałeś mi powiedzieć? – Zapytałam się go
nieśmiało.
- Tak. Nawet nie zrozumiałaś „Ja ciebie też”. W
samochodzie powiedziałaś, że mnie kochasz, a ja nie wiedziałem jak ci
odpowiedzieć. Nie umiem wyznawać uczuć. Przepraszam Melanie. – Mocniej mnie do
siebie przytulił.
- To o to chodziło.. Przepraszam, że jestem taka głupia.
Przepraszam za to jak cię obraziłam w samochodzie, nie chciałam. – Byłam dość
zmieszana.
- Nie masz za co, chociaż wiem co myślisz. Idziemy spać.
Dobranoc Kochanie, słodkich snów..
* * *
Znowu obudziło mnie dzwonienie telefonu. Kiedy to się w
końcu skończy?! A może to był tylko sen? Nie, nie błagam. Oprzytomniałam
jednak, ponieważ nie był to mój dzwonek. Biały Samsung Louisa dzwonił i
dzwonił. Postanowiłam odebrać połączenie, bo chłopaka wyraźnie to nie ruszało.
Chciałam wstać po urządzenie, ale nie dałam rady, przygniatała mnie ręka Tommo.
Wyciągnęłam swoją dłoń w stronę, złapałam go i szybko przesunęłam po nim palcem
żeby zdążyć odebrać połączenie. Przyłożyłam telefon do ucha.
- Halo? – Powiedziałam zaspanym głosem.
- No hej Lo.. Mel? – Usłyszałam głos Justina, zdziwiony
głos Justina. – Czemu odbierasz telefon Louisa?
- No bo ten.. on śpi, a wiesz go się nie da obudzić nawet
młotem pneumatycznym. – Zaśmiałam się nerwowo.
- A co ty Kochanie już nie śpisz? – Zamruczał Louis. Nie
no bosko…
- Czy ja właśnie słyszałem… - Zaczął mój brat. – Ej
chłopaki! Chłopaki! Wygrałem! – Zaczął się drzeć. – Przespała się z nim! Oni są
razem! – Widziałam po minie Louisa, że nawet on to słyszał.
- Nie przespałam się z nim. – Powiedziałam spokojnie do
telefonu.
- Dobra.. Liam jednak ty wygrałeś! – Wydarł się znowu. –
Są razem, ale się nie przespali!
- Boże.. Justin! – Krzyknęłam.
- Daj mi go. – Powiedział spokojnie Louis. – No hej
Justin. Tak, tak to fascynująca historia, że aż chce mi się jej słuchać dalej.
No, no.. Justin.. Nie jesteśmy dziećmi, umiemy się sobą sami zaopiekować, nie
musisz codziennie dzwonić. A teraz wybacz, ale lecę bo idziemy na śniadanie. Do
zobaczenia za ileś tam.
- I jak? – Siedziałam i zakrywałam się kołdrą.
- Założyli się o nas.. Założyli się o to czy będziemy
razem. Zostawili nas samych celowo. – Zaśmiał się nerwowo i przeczesał swoje
włosy.
- Loueh, nie denerwuj się. Skoro wiedzą o nas unikniemy
tej krępującej rozmowy, nie będziemy musieli się ukrywać. – Lewą ręką wymacałam
jakiś materiał leżący obok mnie. Okazał się on koszulką Louisa, którą na siebie
założyłam.
- Pięknie w niej wyglądasz. – Przygryzł płatek mojego
ucha.
- Ale.. Idziemy na śniadanie. – Cmoknęłam chłopaka w usta
i wyskoczyłam z łóżka.
* * *
Postanowiliśmy spędzić ten dzień razem. No inaczej się w
sumie nie da, jesteśmy sami w domu. Ubrałam się i podeszłam poszperać do
walizki Louisa. Nie znalazłam tu nic ciekawego, sama nawet nie wiem czego tam
szukałam. Chcieliśmy gdzieś wyjść, zastanawialiśmy się gdzie. Po prostu bez
żadnego kontaktu dotykowego wyszliśmy na spacer. Nie chcieliśmy żeby brukowce
za szybko zaczęły coś rozdmuchiwać. Naszym początkowym celem był Starbucks,
który znajdował się niedaleko miejsca gdzie mieszkaliśmy. Postanowiliśmy więc,
że nie ma sensu brać samochodu. Czułam na sobie wzrok wszystkich fanek, którym
Lou dawał autografy, czułam się tym lekko przytłumiona.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Zamówiliśmy dwie kawy i
czekaliśmy na nie. W lokalu nie było dużo osób, może to i dobrze. Z zamyśleniem
wpatrywałam się w ladę przy, której stał sprzedawca. Lou zauważył, że trochę
nieswojo się w tym wszystkim czuję, uniósł moją brodę delikatnie do góry w
swoją stronę i musnął moje wargi swoimi. Uśmiechnęłam się delikatnie do niego
co widać poprawiło mu lekko humor. Usiedliśmy przy jednym ze stolików i w ciszy
zaczęliśmy spożywać kawę. Louis złapał mnie za moją lewą rękę, która leżała na
stoliku. Uśmiechnęłam się do niego szeroko. Poczułam wibracje w mojej lewej
kieszeni, od razu odebrałam połączenie.
- Halo?- Mój głos brzmiał w miarę przyjaźnie.
- No hej siostro! – Krzyknął nie kto inny jak Justin. –
Dzwonię żeby sprawdzić czy mi jeszcze chaty nie roznieśliście. – Zaśmiał się
bezczelnie. – A tak poważnie to co sobie porabiacie?
- Siedzimy w Starbucksie i pijemy kawę. – Powiedziałam to
takim tonem aby mu pokazać, że przeszkadza.
- No chyba wam przeszkadzam. – Zaśmiał się. – Dobra
bawcie się dobrze gołąbeczki.
- Ale on mnie wkurza. – Powiedziałam rozłączając się.
- Ej. Melanie nie denerwuj się, dla nich jest to jakaś
nowa rzecz, że my no wiesz… - Nie chciał tego mówić na głos, za dużo ludzi
siedziało z nami w lokalu. – Weź kawę idziemy pospacerować.
Chwycił mnie za rękę i wyciągnął z budynku. Szliśmy w
kierunku domu, Louis widział, że czuję się dość niekomfortowo w tej sytuacji.
Mocniej ścisnęłam jego dłoń i stanęłam w miejscu. Wspięłam się na palce i
wtuliłam się w niego, dalej byłam za niska, stanęłam na czubki jego butów, ale
to tez nic nie dało. Przytulił mnie mocno do siebie, głowę oparł o moją.
Musieliśmy wyglądać dość dziwacznie, przytulaliśmy się na środku chodnika.
Ludzie przechodzący obok tylko na chwilę zatrzymywali na nas wzrok, albo
kręcili głową, śmiali się. Fanki z pewnego bliżej mi nieokreślonego powodu bały
się do nas podejść, nareszcie mieliśmy chwilę spokoju. Gdy skończyliśmy się
tulić objął mnie ramieniem, a ja namówiłam go na spacer do parku.
#Louis
Spacerowaliśmy nie trzymając się już za ręce. Melanie
bała się tego co było rok temu, oblężenia brukowców. Wiedziała, że i tak będzie
na okładkach gazet, wielki powrót byłej dziewczyny Harrego. Znowu o tym wspomną
w artykułach. Musieliśmy udawać dwójkę całkiem zwyczajnych przyjaciół.
Kupiliśmy sobie po rożku i szliśmy chodnikiem w parku. Samopoczucie dziewczyny
znacznie się poprawiło, uśmiechała się, zagadywała mnie. Chciałbym przez jeden
dzień nie być sławny, móc wyjść z nią nie bojąc się, że będzie następnego dnia
na okładkach gazet. Zauważyła moje zamyślenie i włożyła mi w nos loda.
Spojrzałem na nią groźnie i zacząłem gonić. Piszczała i biegała pomiędzy
koszykami piknikowymi, które ludzie poustawiali sobie na trawniku w parku.
Śmiała się głośno co lekko utrudniało jej ucieczkę. Tu gdzie już byliśmy nie
było żadnych ludzi, zwolniła lekko tępo i spojrzała się swoim wesołym wzrokiem
na mnie. W końcu ją dogoniłem. Przyparłem ją do drzewa i zacząłem gapić się w
jej cudne oczy. Zawstydziła się, bo jej policzki spłonęły rumieńcem. Zbliżyłem
się do niej i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. Wiedziałem, że tak ją
sprowokowałem, wplotła swoje palce w moje włosy i połączyła nasze usta w
namiętny pocałunek. Zacząłem dłońmi błądzić po jej plecach, nie mogliśmy się od
siebie odkleić. Odoje wiedzieliśmy, ze to może się źle dla nas skończyć, ale
kontynuowaliśmy naszą swego rodzaju pieszczotę. Pod koniec przygryzła moją
dolną wargę i się szelmowsko uśmiechnęła. Wyjęła z torebki chusteczki i zaczęła
wycierać swoje policzki, które ja ubrudziłem moim nosem, dopiero potem przeszła
do oczyszczenia mnie z roztopionego loda. Wolnym krokiem zaczęliśmy wracać do
domu.
- Świetnie się dzisiaj bawiłam. – Powiedziała i się do
mnie uśmiechnęła. Miałem ochotę ją przytulić, pocałować, ale tutaj mogli już
być już paparazzi.
- Ja też Melanie. Mam nadzieję, że częściej będziemy tak
spędzać czas. – Odwzajemniłem jej uśmiech.
- Alex niedługo przyjeżdża, pojedziesz ze mną po nią? –
Widziałem te niesamowite iskierki w jej oczach.
- Pewnie, ale nie dam ci prowadzić. – Wystawiłem jej
język.
- Nie dasz mi prowadzić mojego samochodu? Ale z ciebie
okrutny człowiek Tomlinson! – Walnęła mnie w ramię, zachowywała się jak kiedyś.
- No widzisz? To tylko pozory jestem jeszcze gorszy niż
ci się wydaje. – Zaczęła się głośno śmiać, kochałem jej śmiech. Gdy śmiała się
ona śmiał się cały świat.
Strasznie się cieszę, że Louis i Mel są razem! Rozdział ogólnie strasznie ciekawy. I mam nadzieję,że kolejny rozdział również mnie zadziwi. Bo ten jest serio cudowny. Ohh, co ja gadam! To opowiadanie jest całe cudowne!
OdpowiedzUsuńmraśny, trzymaj tak dalej
OdpowiedzUsuń